Kajetan Duszyński: Teoria wielkiego chaosu

Mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej 4x400 metrów Kajetan Duszyński opowiada o genach, ewolucji oraz łączeniu sportu z pracą naukową.

Publikacja: 02.08.2021 19:09

Kajetan Duszyński: Teoria wielkiego chaosu

Foto: AFP, Antonin Thuillier

Czym jest krystalografia białek?

To nauka interdyscyplinarna, która łączy chemię i fizykę. Zainteresowałem się nią podczas studiowania biotechnologii. Można dzięki niej pomagać ludziom, projektując leki. Moja codzienna praca opiera się na wydzielaniu i oczyszczaniu białek z komórek bakteryjnych. Trzeba je skrystalizować oraz puścić przez nie promienie, określając w ten sposób strukturę.

To skomplikowane, ale i piękne. Ile czasu pan na to poświęca?

Kiedyś nawet po cztery godziny dziennie. Dziś bardzo mało, bo w tym sezonie postanowiłem skupić się bardziej na sporcie i zawiesiłem doktorat. Nie ukrywam, że chciałbym później zająć się tym zawodowo. Trudno powiedzieć, jak długo potrwa jeszcze moja kariera sportowa, ale podobno na tę naukową zawsze jest czas.

Da się taką wiedzę, jaką pan zdobył i zdobywa, wykorzystać w sporcie?

Sport to fizjologia i biochemia, które przekładają się na wysiłek fizyczny oraz zdolność do treningu, a ja każdą zdobytą wiedzę próbuję przekuwać w praktykę.

Zaczął pan biegać szybciej, kiedy skończył studia i ograniczył naukę?

Byłbym w stanie ją połączyć z treningiem. Większym problemem są wyjazdy na zgrupowania. Jestem jednak takim człowiekiem, który musi robić coś oprócz sportu. Mamy dużo czasu wolnego, który można wykorzystać. Takie zajęcie nie może być oczywiście zbyt absorbujące, aby nie zakłócało regeneracji, ale jest potrzebne. Sam nauczyłem się tak funkcjonować.

Naprawdę uważa pan, że da się połączyć naukę ze sportem na najwyższym poziomie?

Trening to maksymalnie trzy godziny dziennie. Przy wymiarze pracy, jakiej często wymaga doktorat... Myślę, że gdybym biegał wyłącznie na poziomie krajowym, a nie europejskim, to na pewno dałbym radę.

Mistrzowie opowiadają, jak dużo trzeba poświęcić dla sportu, a pan mówi, że wystarczą trzy godziny?

Wiadomo, że kiedy przygotowujemy się podczas zgrupowań, to treningów mamy więcej, ale nawet wówczas jest czas na regenerację i można to wykorzystać. Nie oskarżam oczywiście nikogo o lenistwo. Tenisista może trenować siedem–osiem godzin dziennie, bo jego wysiłek jest skoncentrowany na pracy tlenowej, która nie angażuje tak bardzo układów energetycznych. Nasza dyscyplina wymaga wysokiej intensywności. Umiemy się przez godzinę tak sponiewierać, że nawet po trzech dniach przerwy nie będziemy w pełni wypoczęci.

Duża wiedza, krytyczne myślenie. Trenerzy chyba nie mają z panem łatwo?

Mój szkoleniowiec wielokrotnie wspominał, że trudno się ze mną pracuje, bo jestem człowiekiem, który często podważa i wątpi. Czasem się spieramy, ale chyba doszedłem wreszcie do etapu, kiedy bazuję na jego doświadczeniu. To się opłaciło. Poprzednie sezony nie były w moim wykonaniu tak dobre prawdopodobnie także przez brak zaufania do trenera.

Zabiera pan ze sobą książki naukowe na zgrupowania?

Lubię w wolnym czasie czytać o ewolucji, ale akurat teraz kończę „Biografię raka". Nie potrzebuję powieści ani kryminałów. Wolę się dowiedzieć czegoś o świecie. Badania białek często koncentrują się właśnie na nowotworach, ale ja akurat nie badam białek ludzkich, tylko zwierząt udomowionych. To zupełnie inna gałąź. Łączy się raczej z weterynarią niż medycyną.

Ucieka pan w książki, żeby już nie myśleć o sporcie?

Nie, bo analizuję też bardzo dużo biegów. Mam je nagrane, każdy rozpisuję na dystanse. Interesuję się lekką atletyką. Śledzę wyniki innych, podziwiam szybszych ode mnie, staram się od nich czerpać.

Od kogo konkretnie?

Staram się od każdego człowieka, którego spotkam, wyciągnąć to, co ma najlepsze. Spośród polskich biegaczy zawsze imponował mi Rafał Omelko, a na świecie – Amerykanie oraz zawodnicy z Afryki. Niektórzy zarzucają tym ostatnim, że oszukują, ale ja wierzę w czysty sport, póki nie zobaczę dowodów.

Struktura ich mięśni jest inna, podobno daje przewagę...

Chodzi o mutację genu ACTN3. Utrata włókien szybkokurczliwych pozwoliła Europejczykom lepiej dostosować się do temperatury i życia w naszym klimacie.

To ewolucja, przez nią jesteśmy wolniejsi. Tak naprawdę mówimy jednak o mutacji, która jest rzadka, bo dotyczy tylko 20 proc. populacji, a jeśli sprowadza się do jednego genu,

to nie decyduje przecież o makroskopowych efektach. Zdarzali się mistrzowie olimpijscy, którzy mieli włókna wolnokurczliwe, predestynujące do zerwania Achillesa. To bardzo złożone. Sumaryczny efekt jest taki, że ktoś ma to coś albo nie.

Pan sprawdził, czy ma?

Są testy komercyjne, ale zrobię je po karierze. Nie chcę sobie nakładać żadnych sugestii.

Gdzie pan był, kiedy Jakub Krzewina w biegu po złoto halowych mistrzostw świata wyprzedził tego samego Vernona Nordwooda, który teraz biegł na ostatniej zmianie sztafety mieszanej?

Siedziałem w Birmingham na trybunach. Byłem szóstym zawodnikiem sztafety, który pojechał na mistrzostwa, ale w nich nie biegał. Nie dostałem medalu. A Nordwood? Myślę, że teraz będzie miał koszmary o Polakach.

Rok temu miał pan problemy zdrowotne. Przesunięcie igrzysk pomogło?

Każdy najmniejszy czynnik może mieć wpływ na wynik, jaki uzyskamy. To teoria chaosu. Poprzedni sezon był dla mnie słabszy, ale nie tragiczny. Na pewno byłoby lepiej, gdybym w jego kluczowym momencie nie zachorował na anginę. Wyciąłem migdałki, żeby w przyszłości jej zapobiec.

Do kogo pan zadzwonił po medalu?

Do dziewczyny, Angeliki. Zaniemówiła. To zaskakujące, bo zawsze zalewa mnie słowami. Kiedyś trenowała lekką atletykę, ale teraz skupia się na pracy. Jest farmaceutką.

Badał pan już naukowo nowe kolce, które dostaliście miesiąc przed igrzyskami?

Na to jeszcze za wcześnie. Człowiek na pewno jest w nich wyższy i może wykonać dłuższy krok. Środek ciężkości jest podniesiony, a karbonowa wkładka bardziej responsywna. Działa trochę jak sprężyna. Ten efekt widać po niektórych czasach. Analizy wymagają jednak większej próby statystycznej. Są tacy, którzy kupili nowe buty i wcale się nie poprawiają.

Co dalej? To było 45 sekund, które zmieniło pana życie...

Nie jestem sobie w stanie wyobrazić kolejnych dni. Przede mną wiele decyzji, które ukształtują moją przyszłość. Na pewno ten wynik nakieruje mnie na sport, bo wahałem się, co dalej. Wielu przekonywało mnie, żebym poświęcił się bieganiu. Chyba się opłaciło.

Widzi pan siebie, sportowca, który kiedyś jako naukowiec spędza 16 godzin zamknięty w laboratorium?

Jestem typem nerda! Lubię rozmawiać z ludźmi, ale wbrew pozorom nie jestem taki towarzyski. Stronię od imprez, wolę się zamknąć, posiedzieć przy komputerze i robić swoje. Sport zawsze towarzyszył jednak mojemu życiu, więc będzie mi się trudno z nim rozstać. Myślę, że w świecie nauki jest też jednak wielu ludzi aktywnych.

Nie lubi pan tracić czasu na próżno?

Każdy powinien odpoczywać i spędzać czas tak, jak lubi. Ja lubię się rozwijać, to mi sprawia przyjemność. Wiem, że nie każdy tak ma. Produktywność nie jest lekiem na każde zło. Wtedy byśmy chyba wszyscy oszaleli.

Wysłuchał w Tokio: Kamil Kołsut

Czym jest krystalografia białek?

To nauka interdyscyplinarna, która łączy chemię i fizykę. Zainteresowałem się nią podczas studiowania biotechnologii. Można dzięki niej pomagać ludziom, projektując leki. Moja codzienna praca opiera się na wydzielaniu i oczyszczaniu białek z komórek bakteryjnych. Trzeba je skrystalizować oraz puścić przez nie promienie, określając w ten sposób strukturę.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę