18-letnia Mboma podczas Memoriału Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy wyglądała na tle Justyny Święty-Ersetic, jakby biegła na innym dystansie. Pędziła 30 km/h i pokonała okrążenie stadionu w 48,54 sekundy i gdyby nie wiatr w twarz na ostatniej prostej, zbliżyłaby się zapewne do rekordu świata Marity Koch (47,60) z czasów sportu na sterydach.
– Taki wynik, w takich warunkach? Wow, brak słów. To nie są moje prędkości – powiedziała po biegu Święty-Ersetic. – Ten czas jest dla mnie czymś niewiarygodnym – dodawała sama Mboma. Minęło kilka dni i jej wynik zniknął z list.
Namibijski Komitet Olimpijski ujawnił, że Mboma oraz Beatrice Masilingi – jej czas z Memoriału Janusza Kusocińskiego to 49,53 sekundy – mają naturalnie podwyższony poziom testosteronu, który przekracza normy ustalone przez World Athletics (5 nm/l). Takie zawodniczki, aby rywalizować na dystansie od 400 m do 1 mili, muszą przejść terapię hormonalną.
Odpowiedni poziom testosteronu trzeba utrzymywać kilka miesięcy przed startem w zawodach rangi mistrzowskiej. Konkurencje lekkoatletyczne na igrzyskach rozpoczną się za trzy tygodnie, więc wypełnienie tych wymogów jest w przypadku Namibijek niemożliwe. – Jestem zdumiony. Christine i Beatrice są młodymi kobietami. Ich wyniki może przyszły trochę zbyt szybko, ale czy światowa federacja testuje w ten sposób wszystkich? Nie brakuje w Namibii ludzi, którzy uważają, że te reguły dotyczą tylko zawodniczek z Afryki – nie kryje w rozmowie z „L'Équipe" trener Mbomy i Masilingi Henk Botha.
Przepisy World Athletics dotyczące biegaczek z zaburzeniami rozwoju płciowego (DSD) niektórzy określają jako „Lex Semenya", bo praprzyczyną ich wprowadzenia były wyniki zawodniczki z RPA, która w latach 2009–2017 została dwukrotną mistrzynią olimpijską i trzykrotną mistrzynią świata w biegu na 800 m.