On pracę dla federacji zaczął w latach 90. i niemal samodzielnie budował pion odpowiedzialny za walkę z dopingowiczami. – Niektórzy nazwali mnie ajatollahem – mówi o sobie Dolle. Na przydomek miał zapracować tym, że był niemożliwy do skorumpowania, a jednak w przypadku Rosjan uległ naciskom. Diack przekonał go do opóźnienia rozpatrywania spraw, choć w realizację procedur nie ingerował.
Francuz chciał załatwić sprawę dopingowiczów w białych rękawiczkach. Zgłaszał wnioski o dodatkową weryfikację danych, przedstawiał sprzeczne opinie ekspertów. Wszystko zepsuli Rosjanie. Prezes tamtejszej federacji Walentin Bałachniczew miał po cichu zawiesić zawodników, a jednak pozwolił im na udział w londyńskich igrzyskach, co Dolle nazwał „zdradą". Dziś grożą mu dwa lata więzienia (w tym rok w zawieszeniu), grzywna w wysokości 160 tys. euro i konfiskata przejętych wcześniej pieniędzy.
Cieniem na wyjaśnieniach Dolle'a, który miał manewrować między sprawiedliwością oraz interesem finansowym federacji, położyły się dwie koperty, które dostał od odpowiedzialnego w IAAF za marketing syna Lamine Diacka – Papy Masatty Diacka. Pierwsza miała być nagrodą za udane negocjacje ze sponsorami, druga odprawą. – Zasłużyłem na nią po 23 latach pracy. Nie pytałem, czemu dostałem ją w gotówce – wyjaśnia. Dolle dostał w ten sposób 190 tys. euro.
Rosjanie za ochronę musieli płacić. Notkę z kwotami (S. Kirdiapkin – 700 tys. euro, J. Zaripowa – 600 tys. euro, L. Szobuchowa – 450 tys. euro) znaleziono u Senegalczyka Habiba Cisse, który był doradcą prawnym Diacków. Cisse miał na nią zareagować zdumieniem i podobno zadzwonił nawet w tej sprawie do Bałachniczewa, który odpowiedział, że to fałszywka. – Popełniłem błąd, powinienem załatwić tę sprawę pisemnie – kajał się Cisse przed sądem.
Dowodów przeciwko niemu jest więcej, bo wiosną 2014 roku dostał SMS od Papy Masatty Diacka, który domagał się „pozostałych 50 tys. euro otrzymanych od Szobuchowej". Cisse odpowiedział, że „potrzebuje czasu". Dziś wyjaśnia, że pieniędzy nigdy nie widział, ale prokuratorzy i tak domagają się dla niego trzech lat więzienia (w tym półtora roku w zawieszeniu) oraz dożywotniego zakazu praktyki adwokackiej.
Ochronę Rosjanom miał oferować Diack junior, który był gospodarzem na ojcowskim folwarku. Często podróżował do Rosji, brał udział w negocjacjach ze sponsorami. Zarabiał 1200 euro za dzień pracy, zgarniał sowitą prowizję od kontraktów i miał do dyspozycji duże pieniądze na „wydatki specjalne". Podobno zarobił dla federacji 678 mln euro, ale część pieniędzy zdefraudował.