Ostatnim testem przed najważniejszą imprezą zimy były mistrzostwa kraju. Sezon pokazuje, że nasza kadra wciąż jest mocna siłą doświadczonych gwiazd. Kandydatami do walki o podium będą Michał Haratyk (pchnięcie kulą), Piotr Lisek (skok o tyczce), Adam Kszczot (800 m) czy Marcin Lewandowski (1500 m), którzy podczas ME od lat są polską polisą na medale.
– Jestem starym lisem, ale potrzeba całej watahy, żeby mnie pokonać – mówi Lewandowski, który powinien stoczyć pasjonującą walkę z juniorskim rekordzistą świata, Norwegiem Jakobem Ingebrigtsenem.
Uzbrojona w nowe kolce Pumy Ewa Swoboda (60 m) ma tej zimy drugi czas w Europie (7.10). Szybsza od niej jest tylko Brytyjka Dina Asher-Smith, która startu w Toruniu nie planuje. Ale zawody i tak będą zlotem gwiazd, a główne role powinni grać tyczkarze Szwed Armand Duplantis i Francuz Renaud Lavillenie oraz wspomniany Ingebrigtsen.
Grzech Kobielskiego
Nie wiadomo, co z Rosjanami, bo światowa federacja wciąż nie wznowiła programu ANA, dzięki któremu mogli brać udział w międzynarodowych zawodach jako atleci neutralni, a termin zgłoszeń zawodników do HME upływa w środę. Decyzji wypatrują przede wszystkim Andżelika Sidorowa (skok o tyczce) i Maria Lasitskene (skok wzwyż), które są tej zimy wiceliderkami światowych list.
Na pewno w polskiej kadrze nie będzie Norberta Kobielskiego, który został mistrzem kraju w skoku wzwyż, ale nie wypełnił minimum. Jego start w Toruniu i tak był wydarzeniem, bo kilka miesięcy temu wpadł na dopingu, ale Polska Agencja Antydopingowa (POLADA) tuż przed zawodami uchyliła zawieszenie.