24-latek w ciągu dwunastu miesięcy ominął trzy kontrole antydopingowe. Nie było go w miejscu deklarowanego pobytu 16 stycznia, 26 kwietnia i 9 grudnia ubiegłego roku. Na razie został tymczasowo zawieszony, do wyjaśnienia sprawy.

- Byłem gotowy na test, a dowiedziałem się o nim dopiero kolejnego dnia. Uważam, że kontrola z 9 grudnia miała na celu oblanie przeze mnie testu - wyjaśnia Coleman i dodaje, że kiedy agenci pukali do drzwi, on robił świąteczne zakupy, więc ci mogli po prostu do niego zadzwonić.

Amerykanin nie kryje, że po cichu liczy na „porozumienie” z zajmującą się dopingiem w lekkiej atletyce Athletics Integrity Unit (AIU). Najlepiej takie, w której odcierpi karę (dwuletnie zawieszenie z możliwością skrócenia do roku), ale z możliwością występu na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio. - Byłbym zaskoczony, AIU tak nie działa - odpowiada Coe.

I dodaje: - Sportowcy muszą podać jednogodzinne okienko na kontrolę antydopingową każdego dnia. Nie mamy do czynienia z tajemnym prawem morskim, nie trzeba mieć też dyplomu logistyki z Cambridge, aby to zrozumieć. Mój instynkt w podobnej sytuacji kazałby mi po prostu siedzieć przez tę godzinę pod drzwiami.

Coleman to drugi sportowiec z lekkoatletycznej ekstraklasy, który w ostatnich tygodniach wpadł na unikaniu testów antydopingowych. Dwuletnia dyskwalifikacja grozi także mistrzyni świata w biegu na 400 metrów Salwie Eid Naser.