W jakich nastrojach przystępuje pan do eliminacji?
W pozytywnych. Forma jest, a czy uda się ją wykorzystać, to już całkiem inna historia. Łatwo na pewno nie będzie. Minimum jest dość wysokie (5,75 - przyp. red.), ale to dobrze, bo mam nadzieję, że nie wejdzie do finału tyle osób co w Pekinie. Tam było nas 17. Nie była to komfortowa sytuacja.
Trzeba będzie skoczyć sześć metrów, by zdobyć złoto?
Tak myślę. Ale na podium powinno wystarczyć mniej. Niewątpliwie jednak poziom w tym roku jest bardzo wysoki i warto oglądać tyczkę, ponieważ zapowiadają się spore emocje. Kandydatów do medali jest wielu.
Kto będzie pańskim najgroźniejszym rywalem poza Samem Kendricksem, który otwiera światowe listy?
Armand Duplantis, Paweł Wojciechowski, Thiago Braz czy nawet Robert Sobera. Kilku innych stać na niespodzianki i może być wesoło.
Wybrał się pan w piątek na stadion, żeby zobaczyć jak radzą sobie koledzy?