Caster Semenya, jeśli zamierza startować w zawodach międzynarodowych, powinna brać leki ograniczające poziom testosteronu – to konkluzja wyroku Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) odrzucającego apelację biegaczki w tej sprawie.

Sędziowie trybunału po ponad dwóch miesiącach dodatkowych obrad nad tą sporną i złożoną sprawą uznali, że polityka Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), jakkolwiek dyskryminująca sportowców z różnicami w rozwoju seksualnym (DSD), nie jest z definicji „nieważna" i strona biegaczki nie podała dostatecznych dowodów na takie określenie.

Zawodniczka odwołała się od decyzji CAS. Jej sprawa trafi do szwajcarskiego Sądu Najwyższego. - Jestem kobietą i jestem światowej klasy sportowcem. IAAF nie poda mi leków ani nie powstrzyma mnie przed byciem tym, kim jestem - powiedziała.

- To zależy od Boga. Bóg zdecydował o moim życiu, Bóg zakończy moje życie, Bóg zdecydował o mojej karierze, Bóg zakończy moją karierę. Żaden człowiek nie powstrzyma mnie przed bieganiem - dodała.

Na pytanie dziennikarzy, czy zażywa leki, które pozwolą jej brać udział w zawodach, odpowiedziała: "Do diabła, nie".