Od 24 sierpnia w życie wchodzi nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która ma uspokoić środowisko medyczne oczekujące podwyżek.
Nowela, która może dużo zmienić
Jedna z najważniejszych zmian, jakie niesie ze sobą nowelizacja, to podwyżki dla lekarzy zatrudnionych w publicznych szpitalach i nigdzie indziej (poza poradniami, hospicjami, zakładami opiekuńczo-leczniczymi i pielęgnacyjno-opiekuńczymi, zakładami rehabilitacji leczniczej i opieki długoterminowej). Ma to przeciwdziałać zjawisku dyżurowania przez medyków w innych szpitalach, dzięki czemu udaje im się negocjować lepsze stawki za swoją pracę. Zdaniem Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL), ta zmiana spowoduje ogromny chaos w służbie zdrowia.
– Większość lekarzy, jakich znam, ma na etatach w szpitalach około 4 tys. zł miesięcznie pensji zasadniczej – komentuje szef OZZL. – Podwyżka do 6750 zł pod warunkiem rezygnacji z dodatkowego zatrudnienia będzie więc dla nich bardzo atrakcyjna. I uważam, że obejmie zdecydowaną większość lekarzy zatrudnionych na etatach. Jeśli jednak zrezygnują oni z dodatkowych zajęć, może to spowodować braki np. w POZ, z czego chyba w tej chwili mało kto zdaje sobie sprawę.
Aby tego uniknąć, minister zdrowia wydał już specjalną interpretację, którą rozesłał do dyrektorów szpitali. Wyłożył w niej, jak należy stosować nowe regulacje, i dopuścił szerokie możliwości dodatkowego zatrudnienia lekarzy. Nie została ona nigdzie oficjalnie opublikowana. Medycy obawiają się więc, że w przyszłości może się okazać, że minister zdrowia nie może jednak interpretacją rozszerzać zbyt restrykcyjnych przepisów. A wtedy ten dokument w magiczny sposób zniknie. Natomiast lekarze, którzy pracowali na określonych w nim zasadach, zostaną na lodzie.
Pytanie, czy będą musieli zwracać wtedy podwyżki, które będą finansowane bezpośrednio z budżetu państwa. Dopłaci on do dotychczasowej pensji lekarza, tak by w finale zarabiał 6750 zł miesięcznie.