"Rzeczpospolita": Od początku marca działa nowy system gromadzenia informacji o obywatelach – System Rejestrów Państwowych. Czym się różni od znanego nam od lat PESEL?
Nikodem Bończa- -Tomaszewski, szef Centralnego Ośrodka Informatyki MSW: PESEL jest bazą ewidencji ludności, która powstała w latach 70. Dzięki niej komuniści mieli możliwość szybkiego internowania opozycjonistów w grudniu 1981 r. Z braku dewiz na zakupy na Zachodzie towarzysze podjęli decyzję, że baza danych zostanie stworzona od podstaw w MSW w oparciu o budowany tam system Jantar. To rozwiązanie działało do lutego tego roku.
To, co zrobiliśmy w Centralnym Ośrodku Informatyki na zlecenie MSW, w ramach ratowania projektu pl.ID, to zupełnie nowa baza danych. To do niej przenieśliśmy dane z rejestru PESEL i kilku innych baz administracji państwowej.
Stworzenie tej nowej bazy to było niechciane dziecko. Kiedy zajmowało się tym Centrum Projektów Informatycznych dla MSWiA, skończyło się głośną infoaferą, czyli skandalem korupcyjnym. Potem projekt pl.ID trafił do nowego Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, by ostatecznie wrócić pod skrzydła MSW.
My rozpoczęliśmy prace w 2013 r. To była akcja ratunkowa. Czasu na dokończenie było niewiele, ale uważam, że w polskim państwie dobre rzeczy dzieją się pod presją okoliczności.
Sukces zależał od śmiałych kroków. Kluczowa była decyzja MSW, aby nowy PESEL zrobić w ramach struktur państwa, a nie poprzez przetargi dla firm informatycznych. W COI zbudowaliśmy własne zespoły informatyków. Razem z pracownikami ministerstwa w ciągu 24 miesięcy wykonaliśmy tytaniczną pracę czyszczenia stajni Augiasza. Wyszło na jaw wiele niespodzianek. Na przykład to, że baza PESEL była do tej pory zlokalizowana tylko w jednym, mocno wadliwym centrum przetwarzania danych.
Dane wszystkich Polaków były fizycznie w jednym miejscu bez żadnych serwerowni zapasowych?
Tak. Dlatego zbudowaliśmy dwa centra danych, które są zsynchronizowane. Decyzja MSW o budowie przy pomocy Centralnego Ośrodka Informatyki własnych kompetencji IT niesie za sobą nie tylko skok jakościowy. To także uzyskanie pełnej kontroli państwa nad newralgicznymi danymi oraz korzyści dla państwa w postaci 350 mln zł oszczędności związanych nie tylko z pl.ID, ale w ramach wszystkich projektów realizowanych przez COI.
Ale modernizacja warstwy technologicznej nie jest celem samym w sobie, tylko drogą do podstawowego celu informatyzacji państwa, czyli ułatwiania życia ludziom. Nasza idea jest prosta – państwo musi być przede wszystkim usługowe dla obywatela. Przyjrzeliśmy się procedurom i uznaliśmy, że z perspektywy zwykłego człowieka są zdezorganizowane. Przykładowo: urodziło się dziecko, więc rodzic dostawał zaświadczenie ze szpitala, z którym musiał się zgłosić do konkretnego urzędu stanu cywilnego, pod który podlegał ten szpital. Tam dostawał akt urodzenia, z którym wędrował do gminnego wydziału ewidencji ludności z wnioskiem o nadanie numeru PESEL, co mogło trwać nawet 30 dni. Na koniec jeszcze jedno okienko, aby zameldować członka rodziny.
Dlaczego państwo samo nie załatwi większości tego obiegu dokumentów, tylko obsadza obywatela w roli listonosza między urzędami? Jeśli przeliczyć to na setki tysięcy osób, które co miesiąc załatwiają sprawy urzędowe, zrozumiemy, ile obywatele, a przez to gospodarka, marnują czasu.