„Po dokonaniu szeregu przemyśleń podjąłem życiową decyzję o wstąpieniu z dniem 1.07. 2018 r. do zakonu cystersów w Krakowie-Mogile i spędzeniu tam reszty mojego życia” - tak zaczyna się list przysłany do redakcji „Rzeczpospolitej” a podpisany przez Krzysztofa Olkowicza, byłego dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Koszalinie, który zasłynął tym, że zapłacił grzywnę za niepełnosprawnego skazanego, który ukradł batonik za 99 gr. Olkowicz jest dziś prawą ręką Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich. Pracuje w Gdańsku.
List przyszedł do nas w kopercie z Gdańska, został napisany na komputerze. Na dole widnieje pieczątka „główny specjalista ROP Krzysztof Olkowicz” i podpis.
List zawiera szokującą treść na temat życia Olkowicza, który chce wyznać „swoje grzechy” by „oczyścić sumienie” przed wstąpieniem do zakonu. Szkopuł w tym, że autorem nie jest - jak sprawdziliśmy - Olkowicz. Ktoś się pod niego podszył. - Nigdy nie miałem pieczątki i tak się nie podpisywałem - mówi nam Krzysztof Olkowicz kiedy pokazaliśmy mu list.
„Wyznania” rzekomego Olkowicza traktują o tym jak został tajnym współpracownikiem SB, a potem, w stanie wojennym wstąpił do Służby Bezpieczeństwa. „Bardzo mi imponowało, że mogę bezkarnie wyżywać się na ludziach i z tego korzystałem”. Rzekomo z powodu okrucieństwa („strzelałem z bramy do stoczniowców”) musiał odejść z SB. W liście fałszywy Olkowicz pisze także że w czasie kiedy był asesorem sądowym (to prawda Olkowicz pracował w sądzie pod koniec lat 80) wydawał wyroki „po układach”. Potem wrócił do służby więziennej. Miał też pomagać prezesowi Amber Gold Marcinowi P. w przerwach w odbywaniu kary na prośbę „możnych ludzi z Gdańska” (faktycznie P. siedział w areszcie w Słupsku i wyszedł dzięki przerwom w karze). Rzekomy Olkowicz zdradza też że to on sam doniósł na siebie do ministerstwa sprawiedliwości w sprawie zapłacenia grzywny za batonika by „zagrać rolę człowieka wrażliwego na krzywdę ludzką”.
Krzysztof Olkowicz w rozmowie z „Rzeczpospolitą” przyznaje, że w służbie więziennej, w której pracował ponad 30 lat napytał sobie wielu wrogów. I to wśród podwładnych funkcjonariuszy, których wyrzucił ze służby m.in. za pobicie skazanych. - Mam swoje przypuszczenia nawet kto może być autorem tej mistyfikacji. Cóż, wiem, że podłość ludzka nie zna granic - mówi Olkowicz. Sprawa jego epizodu w SB jest znana. W latach 1982-83 był funkcjonariuszem MO w wydziale II kontrwywiadu. Na własną prośbę został zwolniony ze służby po 16 miesiącach. Za ten okres został zdezubekizowany (obniżono mu emeryturę).