Jak powiedział dyrektor Fronteksu, Fabrice Leggeri, Polska unika podpisania umowy z Brukselą od 2005 roku - pisze "Financial Times". Co prawda w 2006 roku podpisane zostało memorandum, ale wygasło ono w kolejnym roku i od tej chwili siedziba Fronteksu w Warszawie funkcjonuje bez podstaw prawnych.
Porozumienie, które do tej chwili nie zostało podpisane, powinno było uregulować koszty funkcjonowania biura Fronteksu, ale także np. dostęp dzieci pracowników do międzynarodowych szkół. Jak się okazuje, ta sprawa, a także status urzędników agencji, są głównym problemem w tej sprawie. Polska chciałaby, aby podlegali oni polskiemu prawu, a Unia nalega, by mieli oni status dyplomatów.
Jak twierdzi Leggeri, w tej sytuacji Warszawa w każdej chwili może zamknąć biuro, bez żadnych konsekwencji. Jego zdaniem, agencja musi być niezależna i nie może polegać na dobrej woli Warszawy. Podkreśla, że dzieci jego pracowników muszą mieć dostęp do międzynarodowych szkół, a ich brak staje na przeszkodzie zatrudniania urzędników - twierdzi Leggeri.
Według projektu, na podstawie którego powstał Frontex, państwo członkowskie przyjmujące na swój teren biuro agencji musi zapewnić "wielojęzyczną orientację" dla jej pracowników.
Sprawa Fronteksu wróciła po pojawieniu się idei powstania międzynarodowych jednostek, które miałyby chronić zewnętrzne granice Unii Europejskiej. Zastąpiłyby one właśnie Frontex.