NBA: Droga wierność

Kibice dostaną tradycyjny prezent na święta. 22 grudnia rusza liga NBA. Są nowe bajeczne kontrakty dla gwiazd, nie będzie natomiast kompletu widzów w halach.

Publikacja: 21.12.2020 18:56

Giannis Antetokounmpo za pięć lat gry dostanie od Milwaukee Bucks 228 milionów dolarów

Giannis Antetokounmpo za pięć lat gry dostanie od Milwaukee Bucks 228 milionów dolarów

Foto: AFP

Jeszcze kilka miesięcy temu można było obawiać się o przyszłość najlepszej koszykarskiej ligi świata. Po wykryciu koronawirusa u Rudy'ego Goberta z Utah Jazz rozgrywki przerwano, zawodnicy rozjechali się do domów, a właściciele i władze NBA zastanawiali się, jak bezpiecznie dokończyć sezon, przy okazji minimalizując straty finansowe.

Kompromis udało się wypracować, koszykarze przyjechali do ośrodka koncernu Disneya na Florydzie i dali się zamknąć w „bańce". Mistrzem została drużyna Los Angeles Lakers, a chociaż oglądalności finałów były najsłabsze od lat, to komisarz David Stern mógł odetchnąć z ulgą.

Sezon krótszy, ale nie bardzo

Operacja „bańka" kosztowała aż 180 mln dolarów, ale rozegranie 172 spotkań pozwoliło lidze uniknąć 1,5 mld dolarów straty. Zadowolone były telewizje i sponsorzy, których reklamy wyświetlano wirtualnie. Najwierniejsi fani mogli wykupić „obecność" na trybunach.

Częścią porozumienia było też rozpisanie kalendarza na sezon 2020–2021. Właściciele klubów i koszykarze ustalili, że rozgrywki wrócą 22 grudnia, a dzięki temu kibice dostaną w prezencie na Boże Narodzenie mecze NBA, które są w USA częścią świątecznego rytuału (rozważano start rozgrywek w Martin Luther King Jr. Day, który przypada 18 stycznia).

Sezon będzie krótszy, ale nieznacznie. W czasach przed wirusem zespoły rozgrywały 82 mecze w sezonie zasadniczym, teraz zagrają 72 spotkania – po trzy z drużynami ze swojej konferencji i po dwa z zespołami spoza niej.

Największą zmianą będą tzw. turnieje play in, oddzielnie dla Wschodu i Zachodu. W każdej Konferencji siódma drużyna zagra z ósmą o pozycję nr 7 przed rundą play off. Przegrany spotka się ze zwycięzcą rywalizacji drużyny dziewiątej z dziesiątą. Tutaj stawką będzie ósma pozycja i ostatnie miejsce, dające prawo gry w fazie play off. Dalej rywalizacja będzie się toczyć dobrze znanym schematem, aż do finału, który zakończy się najpóźniej 22 lipca.

Do Kanady nie lecimy

Oczywiście wszystko jest uzależnione od tego, jak drużyny będą sobie radzić z koronawirusem. Zespoły nie zbiorą się już w bezpiecznym miejscu, ale będą podróżować po całych Stanach. Nie będzie natomiast lotów do Kanady, przynajmniej na początku rozgrywek, bo Toronto Raptors swoje mecze rozegrają w Tampa na Florydzie.

Liga przewidziała też tzw. protokoły bezpieczeństwa. Zawodnicy i pozostali członkowie ekip będą poddawani testom, a na mecz wyjazdowy poleci maksymalnie 45 osób, z czego najwyżej 17 zawodników.

Jeśli w zespole zdarzy się przypadek koronawirusa, nie spowoduje to zawieszenia rozgrywek. Zawodnik, który otrzyma pozytywny wynik testu, będzie mógł wrócić do indywidualnych treningów po dziesięciu dniach kwarantanny, a po kolejnych dwóch, jeśli wszystko będzie dobrze, zacznie ćwiczyć z zespołem.

NBA stworzyła też specjalny, anonimowy telefon zaufania, gdzie będzie można zgłaszać przypadki naruszeń regulaminu.

Kibice? Może później

Najważniejsze jest dokończenie rozgrywek, a nie zarabianie na sprzedaży biletów i gadżetów, dlatego przynajmniej na początku kibice w większości miast nie będą wpuszczani na trybuny.

Każdy klub podejmie decyzję, sugerując się prawem własnego stanu. Na razie najodważniejsi są właściciele Orlando Magic, którzy zapowiedzieli, że pozwolą wejść czterem tysiącom kibiców, a Toronto Raptors są gotowi wpuszczać 3800 osób.

Kibice mają jednak usiąść przede wszystkim przed telewizorami, dlatego już pierwszego dnia zaplanowane zostały pojedynki gigantów. Broniący tytułu Los Angeles Lakers zagrają mecz derbowy z Clippers, a kibice będą mogli zobaczyć starcie LeBrona Jamesa i Kawhi Leonarda. Kilka godzin później Golden State Warriors (ze Stephenem Currym, ale bez kontuzjowanego Klaya Thompsona) zmierzą się z Brooklyn Nets.

W tym meczu po raz pierwszy po długiej przerwie, spowodowanej urazem, będzie można zobaczyć Kevina Duranta, który przeniósł się na Wschodnie Wybrzeże po zdobyciu kilku mistrzowskich pierścieni w barwach Golden State. Jego powrót oznacza, że drużyna Brooklyn Nets, mająca w składzie jeszcze Kyrie Irvinga, zapewne włączy się do walki o mistrzostwo.

Z Zachodu na Wschód powędrował także Russell Westbrook. Jeden z najlepszych koszykarzy NBA dołączył do Bradley Beala w Washington Wizards, a w drugą stronę pojechał John Wall, który stworzy duet z Jamesem Hardenem w Houston Rockets.

Bogaty Giannis

Drugiego dnia nowego sezonu na parkiet wybiegnie Giannis Antetokounmpo, który niedawno przedłużył swoją umowę z Milwaukee Bucks. Zawodnik powtarza, że chciał się odwdzięczyć za lojalność klubu, ale swoją wierność i ciepłe myśli wycenił bardzo dobrze – na 228 mln dolarów za pięć lat gry. Być może w tym czasie uda mu się sięgnąć po chociaż jeden mistrzowski tytuł, na który Milwaukee czeka od 1971 roku.

Olbrzymie pieniądze dla gwiazdora reprezentacji Grecji pokazują, że liga finansowo trzyma się całkiem dobrze, skoro nawet kluby ze stosunkowo małych marketingowo rynków są w stanie brać na siebie tak ogromne zobowiązania.

Wielkie pieniądze mają też w Salt Lake City. Tuż przed rozpoczęciem rozgrywek nową umowę z Utah Jazz zawarł środkowy Rudy Gobert. Zespół Jazz zwlekał z tą decyzją, czekając na zgodę nowego właściciela, Ryana Smitha. Gobert za pięć lat gry dostanie 205 mln dolarów. Ciekawe, jak odebrał to jego kolega z drużyny (i druga, wielka gwiazda) Donovan Mitchell, który wcześniej podpisał umowę za 195 mln. Smith -biznesmen z branży informatycznej, jest najwyraźniej przekonany, że w następnych latach NBA też będzie świetnym interesem, bo za Utah Jazz zapłaci aż 1,66 miliarda dolarów, a to nie jest jego pierwsze podejście do kupna klubu koszykarskiego.

Żona nie chciała

Kilka miesięcy wcześniej chciał nabyć Minnesota Timberwolves (wybrali w drafcie z nr 1 Anthony'ego Edwardsa), ale weto postawiła podobno jego żona.

Smith na początku usłyszał „nie" także od właścicielki zespołu Jazz Gail Miller, ale kiedy latem ponowił propozycję, po drugiej stronie była już gotowość do negocjacji.

Mark Cuban, właściciel Dallas Mavericks, też zarobił wielkie pieniądze w branży technologicznej, zanim zainwestował w klub NBA. Mając w składzie rewelacyjnego Słoweńca Lukę Doncicia, na pewno liczy na kolejny mistrzowski tytuł.

Szacunek księgowych budzi też 85 mln dolarów, które dzięki przedłużeniu kontraktu o dwa kolejne lata zarobi LeBron James, podobnie jak 40 mln dolarów, które przez trzy lata dostanie jego kolega z drużyny LA Lakers Kyle Kuzma.

LeBron zapowiada, że to nie jest jego ostatnia umowa, bo chciałby jeszcze zagrać w NBA razem z synem, który teraz jest w liceum. Jeśli bardzo chce, to bez wątpienia mu się uda.

Jeszcze kilka miesięcy temu można było obawiać się o przyszłość najlepszej koszykarskiej ligi świata. Po wykryciu koronawirusa u Rudy'ego Goberta z Utah Jazz rozgrywki przerwano, zawodnicy rozjechali się do domów, a właściciele i władze NBA zastanawiali się, jak bezpiecznie dokończyć sezon, przy okazji minimalizując straty finansowe.

Kompromis udało się wypracować, koszykarze przyjechali do ośrodka koncernu Disneya na Florydzie i dali się zamknąć w „bańce". Mistrzem została drużyna Los Angeles Lakers, a chociaż oglądalności finałów były najsłabsze od lat, to komisarz David Stern mógł odetchnąć z ulgą.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Koszykówka
Jeremy Sochan w reprezentacji Polski. Pomoże nam obywatel świata
Koszykówka
Marcin Gortat na świeczniku. Docenił go nawet LeBron James
Koszykówka
Jeremy Sochan pomoże reprezentacji i zagra w Polsce. Zabierze nawet kucharza
Koszykówka
NBA. Jeremy Sochan lepszy od Brandina Podziemskiego. Zdobył 20 punktów
Koszykówka
Reprezentacja polskich koszykarzy czeka na lwa. Czy będzie nim rewelacyjny debiutant NBA?