W dwóch pierwszych spotkaniach błyszczeli gwiazdorzy Lakers LeBron James i Anthony Davis. Zdobywali punkty, podawali, dominowali pod koszem i trafiali z dystansu. Davis, dla którego był to pierwszy finał w karierze, po dwóch meczach miał na koncie 66 punktów.

Więcej od niego po dwóch meczach finałowych miało w przeszłości tylko dwóch zawodników Lakers: Shaquille O'Neal i Kareem Abdul-Jabbar. James grał na swoim normalnym, fantastycznym poziomie. Nie tylko zdobywał punkty, ale też podawał i już wyprzedził legendarnego Johna Stocktona w liczbie asyst w fazie play off (pierwszy jest Magic Johnson). Skoro reszta drużyny też spisywała się solidnie, to wszystko szło zgodnie z planem trenera Franka Vogela.

Jakby kłopotów rywali było mało, kontuzje odnieśli liderzy Heat Goran Dragić i Bam Adebayo, i obaj nie wyszli na parkiet w drugim i trzecim spotkaniu finału. Wszystko spoczęło zatem na barkach Jimmy'ego Butlera i lider Heat nie zawiódł oczekiwań. Niedzielny wieczór należał do niego. Poprowadził kolegów do zwycięstwa i zdobył triple double, mając na koncie 40 punktów, 11 zbiórek i 13 asyst. Tylko Jerry West w 1969 i LeBron James w 2015 roku potrafili osiągnąć wcześniej podobne statystyki w meczu finałowym. Butler ani razu w trzecim meczu finału nie rzucał za trzy punkty - im było bliżej kosza, tym stawał się groźniejszy. Jeśli nie zdobywał punktów, to był faulowany. Pod koniec trzeciej kwarty padł na parkiet po zderzeniu z Rajonem Rondo i przez jakiś czas się nie podnosił, ale na szczęście skończyło się na strachu kibiców i trenerów Heat.

Sam lider Heat nie byłby jednak w stanie wygrać spotkania. Na dobrym poziomie znów zagrali Tyler Herro i Kelly Olynyk (obaj rzucili po 17 punktów), pomogli też Duncan Robinson i Meyers Leonard. Heat mniej bronili w tym spotkaniu strefą, z którą Lakers nie mieli problemów w spotkaniu numer dwa. Drużyna z Los Angeles prowadzi w finale już tylko 2-1 (gra się do czterech zwycięstw). Butler na pewno nie będzie chciał zwalanić tempa. Nie wiadomo tylko, jak wytrzyma fizycznie długą rywalizację, jeśli do gry nie wrócą Dragić i Adebayo - w drugim i trzecim meczu finału niemal nie schodził z parkietu (grał po 44 minuty). Kalendarz jest napięty.

Czwarty mecz w ośrodku Disneya pod Orlando odbędzie się w nocy z wtorku na środę polskiego czasu.