Oczywiście i podpisywaliśmy takie ugody, choćby z trenerem przygotowania fizycznego Jure Draxlarem, trenerem Saso Filipovskim. Do tanga trzeba dwojga. Jeśli agent ma zarobić dodatkowe 20-30 tys. złotych, to będzie parł do procesu. W Polsce mamy kilku przedstawicieli koszykarzy, którzy żyją z procesów BAT, bezpośrednio lub przez krewnych. Pchają każdą sprawę do Genewy, żeby dostać pieniądze. Z kosztów dodatkowych, które zapłaciliśmy, każdy zawodnik zostałby spłacony dwa razy. Nakręca się spirala i nie da się z tego wyjść. W Stelmecie rok temu podjęliśmy męskie decyzje, że chcemy z tej spirali kosztów od kosztów wreszcie się wyrwać. Kuriozalne jest to, że w normalnej sytuacji spłaca pan należność główną. Tutaj tak nie ma, bo najpierw trzeba zapłacić odsetki. Jest chęć trzymania klubu cały czas w pozycji dłużnika, żeby zarabiać na tym. Pół Europy zdaje sobie z tego sprawę i wycofuje się z orzecznictwa BAT. My się bardzo denerwowaliśmy na grzywny w wysokości 30 tys. zł za złamanie obostrzeń koronawirusowych, a w sporze z Edo Muriciem, dostaliśmy 50 tys. euro kary za nieprzestrzeganie ugody. Ktoś, kto nie ma pieniędzy, ma dodatkowo zapłacić łącznie 70 tys. euro z kosztami procesowymi za to, że nie mógł w terminie zapłacić. Zamiast pomóc, to dorzucają karę, którą trzeba zapłacić na początku, a wszystko razem powoduje, że nigdy pan tego zawodnika nie spłaci.
Może to kwestia recydywy Stelmetu?
To nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Sygnały z całej Europy powodują, że Hiszpania i Francja wprowadzają własne sądy. Trzeba wyciąć pośredników, którzy na sporach wybudują sobie dom na koszt klubu, a zawodnik nie dostanie pieniędzy. Nic tak nie boli jak fakt, że trzeba włożyć własne pieniądze i widzieć, jak one się rozchodzą. Chciałoby się mieć lepszego zawodnika, lepszych trenerów, zabezpieczenie medyczne. Kiedyś graliśmy przeciwko Barcelonie. Na mecz pojechało 300 kibiców pojechało z Zielonej Góry. Minutę przed końcem prowadziliśmy. Wyobraźmy sobie taki scenariusz w 2020 roku. Dystans między polską a europejską koszykówką się zwiększa. Biję się w piersi, bo przez słabe zarządzanie daliśmy się wyprzedzić wielu dyscyplinom. Każdy kibic, sponsor, transmisja, występ w pucharach są na wagę złota. Jesteśmy małą społecznością, więc tym bardziej musimy się szanować. Ktoś, kto bardzo dobrze gra w koszykówkę i zrobił wiele dla promocji naszej dyscypliny, niekoniecznie musi rozumieć procesy, jakie zachodzą w klubie. Nie zawsze najlepszy lekarz jest najlepszym dyrektorem szpitala. To są różne zawody. Trzeba mieć szacunek. Jeśli ktoś się sprawdza na jednym polu, to niekoniecznie sprawdzi się gdzie indziej. Zachęcam do podjęcia ryzyka, do działalności. Wyjdą różne problemy i niekoniecznie świat okaże się biało-czarny.
Powiedział pan w „Przeglądzie Sportowym”, że klauzuli BAT już nigdy nie wpisze do kontraktu. To wiadomość wysłana agentom?
Zawodnicy zagraniczni przyjmują to. Jeśli mogę nasze intencje wytłumaczyć agentom amerykańskim, to nie rozumiem, dlaczego Polak, który tu żyje i pracuje, nie ma zaufania do polskich instytucji. Jest kilku agentów, którzy to zrozumieli. Liga chce wprowadzić rozwiązanie, że każdy agent zagraniczny ma polskiego przedstawiciela. On będzie na co dzień nadzorował kontrakt, zawodnika, odpowiadał na jego pytania. Będzie mógł interweniować w sprawach klubowych. Rolą dobrego agenta jest zarządzanie karierą zawodnika. Agenci powinni łagodzić naturalne problemy na linii klub - zawodnik. Bardzo często widzę, że zawodnik chce do nas przyjść, ale agent ma do mnie jakieś pretensje.Nie jestem lubiany w środowisku, bo mówię to, co myślę.