Ten mecz to była wisienka na torcie, nagroda dla polskich koszykarzy za całe lato treningów, wyjazdów, wyrzeczeń. Z kadrą USA Polacy grają raz na kilkadziesiąt lat, takie szanse zdarzają się praktycznie tylko w mistrzostwach świata lub igrzyskach olimpijskich.

Amerykańska reprezentacja jest złożona z zawodników grających w lidze NBA, a to odrębny świat. Dostać się do niego niezwykle trudno, nawet najlepsi koszykarze z Europy nie zawsze trafiają za ocean. Dla kilku Polaków to była okazja do pokazania się amerykańskim skautom. Mateusz Ponitka kilka razy próbował się dostać do najlepszej ligi świata. Aleksander Balcerowski jest uznawany za talent na miarę NBA.

Nawet jeśli reprezentacja USA w Chinach rozczarowała i zabrakło największych gwiazd, to ciągle w składzie byli Khris Middleton, Donovan Mitchell czy Kemba Walker (w sobotę jednak nie zagrał), koszykarze znani i doświadczeni w NBA. Przy ławie trenerskiej stali Gregg Popovich i Steve Kerr, czyli najbardziej utytułowani szkoleniowcy ostatnich lat.

Nic dziwnego, że trener Mike Taylor dał zagrać w tym spotkaniu wszystkim zawodnikom. Kilka minut dostali także Kamil Łączyński i Dominik Olejniczak, którzy w mistrzostwach świata grali wcześniej bardzo mało. Trudno było się spodziewać zwycięstwa Polaków, ale żeby nawiązać walkę, trzeba było świetnie bronić i samemu wykorzystywać wszystkie szanse. Tymczasem od pierwszych minut zawodnicy amerykańscy trafiali za trzy punkty, co nie udawało im się w spotkaniu z Francją. Amerykańscy zawodnicy obwodowi atakowali kosz, a potem odrzucali piłkę na obwód, na co Polacy nie potrafili znaleźć odpowiedzi, zwłaszcza że sami pudłowali rzuty za trzy punkty. Na szczęście biało-czerwoni trafiali spod kosza. Balcerowski efektownie zapakował piłkę do kosza, a Ponitka ładnie zawisł w powietrzu i zdobył punkty, mimo prób bloku rywali.

Polacy starali się grać odważnie, ale pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 47:30 i mogły być obawy, że spotkanie skończy się bardzo wysokim zwycięstwem USA. Na szczęście po przerwie Polacy zaczęli trafiać za trzy punkty (Waczyński, Slaughter) i zagrali dobrze w obronie. Po kilku udanych akcjach, m.in. przechwycie i wsadzie Ponitki, przewaga USA zmalała do siedmiu punktów, a trzecia kwarta skończyła się wynikiem 63:55.

Widać było, że jeśli Polakom towarzyszyły nerwy, to im dłużej trwał mecz, tym bardziej się przekonywali, że Amerykanie to też ludzie, których można zmusić do błędu. Middleton patrzył z niedowierzaniem, jak Ponitka  minął go przy linii końcowej i zapakował piłkę do kosza. Polacy walczyli o zwycięstwo, a nie tylko, by przegrać jak najniżej. W jednej akcji trzy razy zbierali piłkę z tablicy, aż faulowany był Sokołowski. Za chwilę potężny blok od Damiana Kuliga dostał Middleton. Amerykanie pilnowali przewagi, ale nie mogli odskoczyć Polakom tak, by grać na luzie. Ostatecznie obronili zwycięstwo, ale biało-czerwonym należą się brawa za ten mecz i cały turniej.

USA - Polska 87:74 (28:14, 19:16, 16:25, 24:19)

Punkty dla Polski: Waczyński 17, Ponitka 18, Slaughter 15, Kulig 9, Sokołowski 7, Hrycaniuk 4, Balcerowski 2, Olejniczak 2.