Macie świadomość, że w Polsce wasze zwycięstwa wywołały wielkie poruszenie wśród kibiców i zrobiliście coś dużego?
Adam Hrycaniuk: Dochodzą do nas takie głosy, każdy śledzi media społecznościowe, czyta portale, ale szczerze mówiąc, to jesteśmy skupieni na tym co tu i teraz. Nie odczuwamy tego poruszenia w 100 procentach. Myślę, że takie podejście drużyny jest prawidłowe, bo za wczesna euforia nie pomaga. Oczywiście fakt, że dużo ludzi śledzi nasze występy, sprawia przyjemność, ale jesteśmy w trakcie turnieju. Jeszcze niczego nie wygraliśmy, a przed nami bardzo ważne mecze. Cieszę się, że mogę być na takim turnieju, z ludźmi, sztabem. Każda minuta na boisku w hotelu to nagroda za wszystkie lata ciężkich treningów.
Tylko, że radość jest wielka, bo przed wyjazdem chyba tylko prezes PZKosz Radosław Piesiewicz mówił o awansie do ćwierćfinału, a po wynikach grupowych to się wydaje realne.
Rzeczywiście tak było. Ćwierćfinał to byłoby coś wspaniałego, ale a razie awansowaliśmy dopiero najlepszej "16" turnieju i tutaj już mamy przeciwników z wyższej półki. Trzeba z nimi wygrać, żeby pójść dalej. Turniej jest długi i musimy znaleźć siły, serce, zdrowie, aby ten cel osiągnąć. Mamy marzenia, ale też wiemy, że mamy świetną sytuację wyjściową z trzema wygranymi na koncie.
Jak fizycznie wytrzymujecie turniej? Zagraliście dogrywkę z Chinami, a ten mecz niósł spory ładunek emocjonalny.