Donbas: Armaty mocniejsze od dyplomacji

Prorosyjscy separatyści sugerują, że wojna na dużą skalę może wybuchnąć w każdej chwili. Zawarte w Mińsku porozumienia nie działają.

Aktualizacja: 01.12.2017 17:28 Publikacja: 30.11.2017 17:56

Ukraińscy jeńcy w Makiejewce, samozwańcza Doniecka Republika Ludowa.

Ukraińscy jeńcy w Makiejewce, samozwańcza Doniecka Republika Ludowa.

Foto: PAP/EPA

Obserwatorzy OBWE odnotowali, że tylko we wtorek w Donbasie doszło do 360 wybuchów. Tego dnia zginął ukraiński żołnierz, a dwóch zostało rannych. W Kijowie oskarżają samozwańcze republiki doniecką i ługańską o łamanie zawieszenia broni, które obowiązuje od 1 września, ale de facto nie jest przestrzegane. Pod dużym znakiem zapytania pozostaje los „porozumień mińskich", których żaden z postulatów dotychczas nie został wykonany.

– Porozumienia mińskie są już martwe – stwierdził kilka dni temu szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow i zaproponował, by opracować „nowe". Nieco dalej posunął się jego doradca Anton Heraszczenko, który w środę oświadczył, że podpisując porozumienia w Mińsku, prezydent Poroszenko i ukraińscy dyplomaci „oszukali Federację Rosyjską". – Układając te porozumienia, rozumieliśmy, że wykonywać ich nie będziemy – mówił Heraszczenko, cytowany przez ukraińską stację 112.ua. Jak twierdzi, w Kijowie zgodzili się na podpisanie tego dokumentu jedynie po to, by „powstrzymać ofensywę rosyjskiej armii".

W Doniecku sytuację na froncie porównują z „tykającą bombą". – Do wybuchu może dojść w każdej chwili, ale trzeba rozumieć, że w takim wypadku wojna już nie będzie tylko w Donbasie. Będzie to konflikt zbrojny na dużą skalę, w który wciągnięte zostaną miliony ludzi. Europa powinna liczyć się z bolesnymi konsekwencjami takiego scenariusza – mówi „Rzeczpospolitej" Mirosław Rudenko, deputowany parlamentu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. – Europa biernie milczy, a Amerykanie namawiają Ukraińców do ofensywy. Jeżeli się na to odważą, skończy się to dla nich bardzo źle – dodaje.

OBWE odnotowuje eskalację konfliktu pomiędzy ukraińską armią a siłami tak zwanej Ługańskiej Republiki Ludowej (LNR), gdzie niedawno doszło do przewrotu. Poprzedni lider ługańskich separatystów Igor Płotnicki uciekł do Rosji, a jego miejsce zajął szef służby bezpieczeństwa LNR Leonid Pesecznik. Co ciekawie, przed wybuchem wojny w Donbasie Pesecznik był podpułkownikiem Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. W 2007 roku z rąk ówczesnego ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki dostał nawet medal „Za służbę wojskową dla Ukrainy".

Korzystając z chaosu w Ługańsku, ukraińskim siłom udało się przesunąć w głąb kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów terytorium i zająć dwie niewielkie miejscowości. Ukraińskie media podają, że w trakcie walk zginęło czterech żołnierzy, władze w Kijowie temu zaprzeczają.

– Zajęte przez nasze siły miejscowości według porozumień mińskich należały do Ukrainy. Po przewrocie w Ługańsku Rosja obawiała się, że Kijów przejmie kontrolę nad miastem. Natychmiast wkroczyło tam co najmniej 3,5 tys. żołnierzy regularnej rosyjskiej armii, którzy do dzisiaj stoją na linii frontu – mówi „Rzeczpospolitej" kpt. Ołeksij Aresztowycz, znany ukraiński analityk wojskowy. – W ten sposób Rosja zasygnalizowała, że jeżeli przejdziemy do ofensywy, oni otwarcie wprowadzą tam dodatkowe siły – dodaje.

Moskwa i Kijów prowadzą negocjacje na temat uwolnienie jeńców. Wiele wskazuje na to, że jest to jedyna kwestia co do której Ukraina i Rosja dojdą do porozumienia. A to za sprawą Wiktora Medwedczuka, uważanego za lobbystę interesów Kremla na Ukrainie. Na prośbę prezydenta Petra Poroszenki Medwedczuk spotkał się niedawno z Władimirem Putinem, który jest ojcem chrzestnym jego córki Darii.

Po tym spotkaniu rosyjskie media poinformowały, że Ukraina ma uwolnić 306 osób w zamian za uwolnienie 74 ukraińskich jeńców, przetrzymywanych na terenie samozwańczych republik. Przedstawiciel Putina w grupie kontaktowej ds. uregulowania konfliktu w Donbasie Borys Gryzłow potwierdził, że dojdzie do tego jeszcze w tym roku.

Obserwatorzy OBWE odnotowali, że tylko we wtorek w Donbasie doszło do 360 wybuchów. Tego dnia zginął ukraiński żołnierz, a dwóch zostało rannych. W Kijowie oskarżają samozwańcze republiki doniecką i ługańską o łamanie zawieszenia broni, które obowiązuje od 1 września, ale de facto nie jest przestrzegane. Pod dużym znakiem zapytania pozostaje los „porozumień mińskich", których żaden z postulatów dotychczas nie został wykonany.

– Porozumienia mińskie są już martwe – stwierdził kilka dni temu szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow i zaproponował, by opracować „nowe". Nieco dalej posunął się jego doradca Anton Heraszczenko, który w środę oświadczył, że podpisując porozumienia w Mińsku, prezydent Poroszenko i ukraińscy dyplomaci „oszukali Federację Rosyjską". – Układając te porozumienia, rozumieliśmy, że wykonywać ich nie będziemy – mówił Heraszczenko, cytowany przez ukraińską stację 112.ua. Jak twierdzi, w Kijowie zgodzili się na podpisanie tego dokumentu jedynie po to, by „powstrzymać ofensywę rosyjskiej armii".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Konflikty zbrojne
Cyryl I ogłasza „świętą wojnę”
Konflikty zbrojne
ONZ: Izrael stosuje głód jako broń? To może być zbrodnia wojenna
Konflikty zbrojne
Pieskow o planach zamknięcia Telegrama. Rzecznik Kremla ostrzega twórców komunikatora
Konflikty zbrojne
Rosja uderzy w Litwę z Białorusi? Pojawiają się niepokojące sygnały
Konflikty zbrojne
Władimir Putin mówił o tym czy Rosja mogłaby zaatakować Polskę