W wyniku otwarcia ognia w wielu miejscach granicy zginęła jedna osoba, a 49 zostało rannych.
Protesty przeciwko wywłaszczaniu Palestyńczyków z ziemi przez władze Izraela, a także przeciwko blokadzie Strefy Gazy trwają od siedmiu tygodni. Kulminacja protestów ma nastąpić w poniedziałek, w dniu, kiedy USA przeniosą ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy.
25-letni Ahmed Deifallah, jeden z protestujących cytowany przez AP, ocenił, że decyzja prezydenta Trumpa uznającego Jerozolimę za stolicę Izraela "doprowadzi do wybuchu wulkanu". Mężczyzna dodaje, że nie boi się umrzeć. - Przywykliśmy do stawiania oporu izraelskiej okupacji naszymi nagimi torsami - dodał. - Jesteśmy przyzwyczajeni do wojen, w których po naszej stronie jest tylko Allah - stwierdził.
Lider Hamasu w Strefie Gazy, Yahya Sinwawr spodziewa się, że w poniedziałkowych protestach wezmą udział dziesiątki tysięcy osób. Dodał, że może dojść do przełamania ogrodzenia porównując protestujących do "głodnego tygrysa", który jest nieprzewidywalny i roznoszony przez gniew.
Od 30 marca w czasie protestów zginęło 41 Palestyńczyków, a ponad 1700 zostało rannych. Siedmiu rannych jest w stanie poważnym, w tym 16-latek z raną postrzałową głowy.