To nie jest już sprawa biznesu i nieściągalnych długów, ale społeczna. Wymaga zatem ucywilizowania, zwłaszcza kiedy opłata komornicza nieraz przekracza znacząco sam dług.

Przed kilku dniami premier z ministrem sprawiedliwości zapowiedzieli zmiany, które mają poprawić jakość pracy komorników, ułatwić wykrywanie nieprawidłowości. A kilka dni wcześniej wicepremier Morawiecki zgłosił propozycje zwiększenia skuteczności egzekucji, wciąż niewielkiej, bo wynoszącej 12,2 proc.

Rzecz w tym, że egzekucję komorniczą w Polsce trawią głębsze problemy, niestety dokładniej niezbadane, co potwierdza najnowszy raport Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, sporządzony właśnie na użytek reformy komorników. Owszem, potwierdza on, że im więcej spraw z wyboru i większa kancelaria, tym mniejszą ma skuteczność. Wciąż nie wiadomo jednak, ile jest tzw. ponownych egzekucji, nie mówiąc o roszczeniach przedawnionych czy takich, w których dłużnicy nie mogli skorzystać z przedawnienia. Wreszcie nieprzeanalizowany jest wręcz systemowy problem ustalania opłat komorniczych, skalkulowanych tak, że dłużnik wypłacalny finansuje komornika i nieskuteczną egzekucję z kilku niewypłacalnych, choć chodzi przecież o pieniądze wierzycieli.

A są to przede wszystkim wielkie firmy finansowe i handlowe: banki, firmy windykacyjne, sprzedawcy masowych usług, które często bez badania wypłacalności kontrahenta, zabezpieczenia spłaty podpisywały umowy. Przed kilku laty firmy te dostały bardzo dla nich pożyteczne narzędzie: e-sąd, który wydaje rocznie ok. 2 mln nakazów zapłaty w sprawach, których wszczynanie wcześniej było dla nich nieopłacalne. I to te nakazy zasypały komorników i obniżają ich wydajność.

Czy usprawniając egzekucję, dociskając dłużników, a w praktyce także ich rodziny, nie należałoby spojrzeć na odpowiedzialność wierzycieli, którzy niefrasobliwie udzielili pożyczki czy sprzedali usługę telefoniczną? Dlaczego ostrze egzekucji ma być wymierzone tylko w jedną stronę?