Jak to się stało, że zainteresował się pan właśnie rynkiem condohoteli?
Jan Wróblewski: Zaczęliśmy z bratem dość wcześnie, bo w 2006 r. Jeszcze na studiach zainteresowaliśmy się rynkiem nieruchomości. Wtedy była bardzo dobra koniunktura w gospodarce, łatwo można było uzyskać kredyt. Mieliśmy partnera, który miał grunt i trochę swoich pieniędzy zarobionych na obrocie mieszkaniami: skorzystaliśmy z takiego trendu, jaki jest teraz, że ceny rosną.
Obróciliśmy kilka razy mieszkaniami i stąd mieliśmy środki na zaprojektowanie budynku, w którym mieści się nasz czterogwiazdkowy Sand Hotel w Kołobrzegu. I dzięki partnerowi i łatwości dostępu do finansowania stworzyliśmy tę pierwszą inwestycję. Później przyszedł kryzys, ale dzięki temu, że inwestycja w condohotel jest inwestycją w turystykę, której nie dotknął tak mocno kryzys na rynku nieruchomości, nasi klienci zarabiali i byli zadowoleni. Więc tak naprawdę wyszliśmy z tamtej sytuacji obronną ręką. Dodam, że po kilku latach, jak już gospodarka zaczęła wychodzić z kryzysu, nastąpił moment „sprawdzam" dla projektów condo.
Część ich twórców nie miała doświadczenia w hotelarstwie i to się źle skończyło dla ich klientów. Wtedy miała miejsce pierwsza fala, w której klienci tracili pieniądze zainwestowane w lokalizacjach mniej atrakcyjnych turystycznie. Łącznie stracili ok. 200 mln zł. I tak naprawdę może się to powtórzyć, bo jak patrzę na ten rynek, to jest dużo nietrafionych inwestycji.
No właśnie, na rynku jest sporo firm, które obiecują 7-8 proc. zysku i to nawet przez dziesięć lat. Analitycy zalecają ostrożność. A pana zdaniem to jest do utrzymania?