Muzyka przyjemna dla ucha jest nieodłącznym elementem wizyty w salonie spa. Klienci galerii handlowych też przyzwyczaili się do piosenek. Trzeba jednak pamiętać, że za puszczanie muzyki w sklepie, spa czy restauracji właściciel musi płacić. Mówi o tym prawo autorskie. Wynika z niego jasno, że osoby odtwarzające publicznie utwory objęte ochroną powinny wnosić opłatę licencyjną z tytułu wykorzystywania autorskich praw majątkowych. Robi się to m.in. za pośrednictwem Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS). Wcześniej jednak trzeba zawrzeć ze wspominanym związkiem umowę. Na jej podstawie otrzymuje się licencję na publiczne odtwarzanie muzyki np. z radia.
Ale to samo prawo autorskie dopuszcza wykorzystywanie cudzej twórczości bez płacenia wynagrodzenia autorom. Chodzi konkretnie o możliwość słuchania muzyki, radia czy oglądania telewizji w miejscu publicznym, jeżeli nie jest to związane z osiąganiem korzyści majątkowych.
Co oznacza pojęcie „osiąganie korzyści majątkowych"? Są to przypadki, kiedy słuchanie muzyki czy oglądanie programów przez klientów galerii czy lokalu gastronomicznego jest częścią marketingu oraz formą uprzyjemnienia pobytu klientowi. Przynosi więc zyski.
O „osiąganiu korzyści" nie ma mowy, kiedy muzykę na własny użytek odtwarzają pracownicy salonu spa czy sklepu dla siebie, np. na zapleczu.
Na tym tle dochodzi do nieporozumień. Pojawiają się one najczęściej wtedy, kiedy w lokalu pojawia się kontrolujący i sprawdza, czy właściciel lokalu zawarł umowę licencyjną i wnosi opłaty, czy nie. Było nawet kilka głośnych sporów. Z ZAiKS walczył m.in. właściciel niedużego sklepu w Kielcach. I wygrał. Przekonał bowiem sąd, że jego klienci, wchodząc do sklepu, przebywają w nim zaledwie kilka minut. Nie mają więc wielkich szans na zapoznanie się z całą piosenką odtwarzaną w danym momencie w jego sklepie. Zadał sobie też trud i porównał swoje comiesięczne zyski. Okazało się, że bez względu na to, czy puszcza muzykę, czy też nie, są one na podobnym poziomie.