Widmo krąży po Europie – chciałoby się powtórzyć słowa z „Manifestu komunistycznego" Marksa i Engelsa, obserwując kierunek, w jakim idą europejskie partie lewicowe. W niemieckiej SPD wybory właśnie wygrało skrzydło radykalne, które domaga się podniesienia podatków dla dobrze zarabiających, wprowadzenia wysokiego podatku spadkowego, ustawowego zamrożenia czynszów na kilka lat i porzucenia równowagi budżetowej. Radykalizują się też partie lewicowe w innych krajach – dość wspomnieć Mélenchona we Francji, Corbyna w Wielkiej Brytanii czy przykłady Hiszpanii, Portugalii i Włoch.

Najwyraźniej politycy lewicy uznali, że akceptacja wolnego rynku i centrowa linia socjaldemokracji doprowadziły ją do kryzysu. A niepokoje i lęki borykających się ze skutkami kryzysu mas zagospodarowały partie populistyczne. Dlatego lekarstwo widzi lewica w próbie przelicytowania populistów populizmem. Pod pozorem troski o pauperyzującą się klasę średnią, którą trapią rosnące nierówności, kulejące usługi publiczne, rosnące ceny nieruchomości, skazujące młodych na porzucenie marzeń nie tylko o kupnie, ale nawet o wynajęciu mieszkania, daje sfrustrowanym obywatelom państw zachodnich zbyt proste odpowiedzi. Tak więc słyszymy tłumaczenie, że wszystkiemu winne złe rynki finansowe, wstrętni kapitaliści, wolny rynek, który trzeba złożyć do lamusa, otwarte granice i globalizacja. Radykalizująca się lewica przekonuje, że to koniec kapitalizmu, że to państwo ma być właścicielem, inwestorem, bogactwo zaś bierze się z wysokich transferów społecznych, a nie z pracy. W Polsce słyszymy od rządzących – którzy deklarują się jako prawica – że prawa ekonomii przestały obowiązywać.

I właściwie nikt nie chce już bronić biznesu, nikt nie chce występować w imię przedsiębiorców, tych, którzy inwestują, ryzykując własny majątek. Dziś liberałom znacznie bliżej do lewicy, coraz częściej przejmują jej agendę, a prawica staje się coraz bardziej socjalna i populistyczna. I coraz bardziej zapominamy, że potęgę państw mierzymy siłą ich gospodarek, które napędzają przedsiębiorcy, a nie transfery socjalne.