Pokazują to działania ukraińskich służb specjalnych i organów sprawiedliwości w sprawie Micheila Saakaszwilego. Dwie nieudane próby aresztowania i w końcu zatrzymanie – wszystko w ciągu czterech dni; zwołanie posiedzenia sądu już dzień po zatrzymaniu. Tylko po to, by byłego gubernatora Odessy wsadzić do aresztu domowego.

Po kilku dniach awantur strony konfliktu znalazły się więc w tym samym miejscu, w którym zaczęły. Saakaszwili znalazł się w nim nawet dosłownie: w mieszkaniu, w którym próbowano go aresztować i z którego uciekł na dach budynku. Zneutralizowanego przeciwnika Petro Poroszenko nie jest jednak w stanie ostatecznie pokonać, nadal bojąc się społecznych skutków takiego kroku. A nad leczącym się z przeziębienia Saakaszwilim cały czas wisi groźba normalnego aresztu służby bezpieczeństwa.

W chaosie wywołanym przez ten konflikt zniknął najważniejszy problem. Saakaszwili cały czas nawoływał do zwalczania korupcji. A w tle gonitwy po Kijowie za Gruzinem trwała zajadła walka prokuratury generalnej z nowo stworzonym Ukraińskim Biurem Antykorupcyjnym, które na serio potraktowało swe zadania i próbowało zwalczać łapówkarzy. Ale korzystając z cichego wsparcia z pałacu prezydenckiego, aparat biurokratyczny stawia coraz silniejszy opór.

Wśród zachodnich partnerów Ukrainy tymczasem narasta zniecierpliwienie. Wszyscy oskarżają Poroszenkę, że bojkotuje walkę z korupcją. A on ma jeszcze wystarczająco dużo siły, by doprowadzić do politycznego pata. Ale nie wystarcza mu już ich na zwycięstwo.