– Ja rozumiem, że przedstawiciele komitetów, które te wybory przegrały, próbują zmienić ich obraz, ale to jest abstrahowanie od faktów. Fakty są, jakie są, PiS odniosło kolejne zwycięstwo, bardzo zdecydowane i zupełnie jednoznaczne – ogłosił podczas konferencji. Trudno zresztą spotkanie z mediami konferencją nazwać, bo prezes ograniczył się do oświadczenia i na pytania odpowiadać nie chciał. Mimika i język ciała przywódcy PiS pokazywały jednak, że owo „niepodlegające wątpliwości zwycięstwo" wcale go nie cieszy. Dlaczego?

Druga tura podcięła skrzydła PiS bardziej niż wynika to nawet ze statystyk powyborczych. Pokazała, że mimo ogromnej wiary partii w to, że jest kochana przez lud, wiary w swoją misję czy też polityczne posłannictwo uczucia te nie udzielają się bardzo wielu mieszkańcom miast: dużych, średnich i małych. Zresztą zaraz po głosowaniu politycy PiS z pierwszej linii propagandowego frontu starali się uczynić z nich oszustów, złodziei i nie-Polaków. Te głosy jednak wyciszono.

Co w zamian? Wiara w ostateczne zwycięstwo wymaga dobrego paliwa. Właśnie tym było wystąpienie prezesa. Lider PiS nie mówił przecież do swoich przeciwników politycznych. Zwracał się do twardego elektoratu, by umocnić w nim wiarę, i do własnych szeregów, by je zdyscyplinować. To jednak bardziej przypominało niezbędne leczenie kanałowe niż celebrowanie zwycięstwa. Wystąpił, bo musiał. Ożywił się tylko raz, kiedy spostrzegł, że na mapce z wynikami wyborów do gmin zwycięstwa PiS oznaczono na różowo. – To była pomyłka – upomniał swoich ludzi. I to był jedyny moment prawdziwych emocji podczas wystąpienia.