Spory wpisane są w demokrację. Trudno bowiem oczekiwać, by wszyscy myśleli tak samo. Ale spory rozwiązuje się w merytorycznej dyskusji i zazwyczaj kończą się jakimś kompromisem. W polskiej debacie publicznej prawdziwych sporów jednak nie ma. Większość nie liczy się ze zdaniem mniejszości i wszystkim próbuje narzucić własną wizję świata. Nieważne, że wizja ta w wielu sprawach kłóci się z realiami. Ważne, że to jest wizja „nasza".

Po każdej kampanii wyborczej słychać hasła o potrzebie odbudowy wspólnoty. Jak ją jednak odbudować, jeśli wszyscy są zakładnikami konfliktu? „Trudno będzie zbudować prawdziwy pokój społeczny ze złamanymi sercami, które rozpadły się na tysiąc kawałków" – napisał w jednym ze swoich dokumentów papież Franciszek. I trudno nie przyznać mu racji.

Dziś znów jesteśmy świadkami żenującego konfliktu. Konfliktu o symbole. Tablice, na których strajkujący w 1980 roku robotnicy wypisali swoje postulaty, są symbolem. Jedności, zwycięstwa, solidarności. Od kilku lat eksponowane są w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Stanowią istotny element ekspozycji. Przypominają o historii, pełnią rolę edukacyjną. Tyle że ECS nie jest „nasz". Jest „ich". Nie kojarzy się z PiS, lecz z PO. Nie jest instytucją władzy przyjazną, za sznurki pociąga tam ktoś inny. Trzeba zatem tablice odebrać. Trzeba umieścić je w placówce, którą zbudujemy „my", bo to „my" jesteśmy dziedzicami Solidarności...

Długo można by ciągnąć spór o dziedzictwo Solidarności. Ludzie, którzy ją przed laty zakładali, są dziś zarówno w PiS, jak i w PO. Do jej ideałów odwołują się także ci, którzy ją kiedyś zwalczali. Wszyscy wiedzą, że bez tego, co stało się w latach 80. XX w., nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy. Bliżej byłoby nam do Białorusi. A jednak w sprawie wyborów w tym kraju i trwających tam demonstracji wszyscy polscy senatorowie – niezależnie od politycznej opcji – potrafili się w środę zjednoczyć. Może zatem warto przypomnieć sobie dziś słowa Jana Pawła II, który mówił, że solidarność „to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim". Zostawmy zatem słynne tablice tam, gdzie są. Wojna o symbole nikomu się dobrze nie przysłuży.