Do rozejmu nie trzeba wbrew pozorom wiele. Opozycja wciąż mogłaby negatywnie oceniać reformę wymiaru sprawiedliwości, przyznając jednak, że właściwym środkiem zaradczym jest normalna walka polityczna, a nie działania na szczeblu unijnym. Rząd z kolei musiałby podtrzymać już zaproponowane korekty reformy i być może okazać symbolicznie nieco dobrej woli w innych kwestiach.

Spór z UE komplikuje politykę zagraniczną rządu – widać to choćby podczas negocjacji unijnego budżetu. Obecna sytuacja szkodzi też jednak opozycji. Wcale nie w dalszej perspektywie, ale tu i teraz. Ostra gra kartą zagraniczną zawsze zbiegała się w czasie ze słabymi wynikami sondażowymi PO, PSL oraz Nowoczesnej. Podobnie może być przed wyborami samorządowymi po deklaracji Grzegorza Schetyny, że „nie ma możliwości dogadania się", a Komisja Europejska nie może rządowi „odpuszczać".

Opozycja zyskiwała dotąd, tylko grając na krajowym boisku, choćby nagrodami dla ministrów czy (początkowo) świadczeniami dla niepełnosprawnych. Spór z Unią wspieraną przez opozycję utrudnia zaś rządzenie Prawu i Sprawiedliwości, ma jednak też dla niego polityczne zalety. Pozwala łatwiej zmobilizować elektorat i dyskredytuje oponentów jako niedbających o narodowe interesy. Owszem, 84 proc. Polaków popiera członkostwo w UE. Tyle że Unia jest dla nich raczej gwarantem pewnych korzyści i ułatwień niż superrządem. Gdyby było inaczej, nie łączyliby poparcia dla członkostwa w Unii z głosowaniem na takich, a nie innych polityków w wyborach krajowych.

Liderzy PO i całej opozycji nie są na tyle niefrasobliwi, by tych spraw zupełnie nie rozumieć. Decydują jednak negatywne emocje. To moment, w którym partia jest jak rybak ze starego dowcipu. Złota rybka mówi mu, że o cokolwiek poprosi, jego sąsiad dostanie to podwójnie. Rybak po kilku próbach wymyśla życzenie. Chce, aby uschła mu jedna ręka.

Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego