Choć politycy PiS nierzadko drą koty z Andrzejem Dudą – ostatnio ostro krytykowali go po tym, jak zawetował ustawę degradacyjną – jest oczywiste, że wizerunkowe osłabienie prezydenta może rykoszetem uderzyć również w Prawo i Sprawiedliwość. A w okresie wyborczym, między wyborami samorządowymi, europejskimi i parlamentarnymi, wszelkie dodatkowe problemy mogą być dla PiS sporym ryzykiem. Dlatego poniedziałkową prezentację wyników konsultacji konstytucyjnych trzeba traktować nie jako uderzenie w prezydenta, lecz wręcz przeciwnie, jako rękę wyciągniętą w jego stronę. Jest bowiem tajemnicą poliszynela, że organizowane przez Kancelarię Prezydenta debaty na temat konstytucji, delikatnie rzecz ujmując, tłumów nie porywają. Trzeba to powiedzieć wprost: tylko zaangażowanie się PiS w projekt debaty konstytucyjnej może go uratować. To PiS, zapraszając marszałków Sejmu, Senatu, premiera czy prezesów Trybunału Konstytucyjnego – jak to miało miejsce w poniedziałek, jest w stanie wykreować wydarzenia i wzbudzić zainteresowanie opinii publicznej.

Ale jeśli traktować działanie PiS jako ofertę dla prezydenta, trzeba dostrzec ukrytą w tym pułapkę. Otóż większość przepytanych przez partię rządzącą ekspertów opowiada się za zdecydowanym wzmocnieniem ośrodka władzy i pozostawienia urzędu głowy państwa jako „elementu dekoracyjnego". Jeśli więc Duda przyjmie pomoc PiS, liczyć się będzie musiał z tym, że w sprawie nowego ustroju partia Jarosława Kaczyńskiego ma fundamentalnie odmienne interesy od głowy państwa. Z drugiej strony odrzucenie oferty PiS będzie oznaczać, że prezydent pogodzi się z tym, iż przegrane referendum uderzy w jego pozycję. Tak źle i tak niedobrze.