Trwająca dwa lata debata na temat rodziny w świecie współczesnym, która w istocie sprowadzała się do dyskusji o komunii dla osób rozwiedzionych czy żyjących w związkach homoseksualnych i miała – zdaniem części mediów oraz kilku wpływowych hierarchów (np. kard. Waltera Kaspera) – doprowadzić do zmian w nauczaniu Kościoła, okazała się burzą w szklance wody.
Opublikowana w piątek adhortacja apostolska Franciszka „Amoris laetitia" (Radość miłości), będąca podsumowaniem dwóch synodów o rodzinie, żadnych zmian doktrynalnych nie przynosi. Franciszek podkreśla z pełną mocą nierozerwalność sakramentu małżeństwa, mówi wyraźnie, że rodziną jest tylko związek kobiety i mężczyzny, potępia aborcję oraz eutanazję.
Czytaj więcej:
Ale ten dokument w wielu aspektach mimo wszystko jest rewolucyjny. Tę rewolucję widać przede wszystkim w stylu papieskiej adhortacji. Miliony katolików z całego świata dostały bowiem do ręki esej o miłości. W dodatku napisany bardzo przystępnym i zrozumiałym językiem. Doskonale oddający realizm współczesnego świata, w którym przyszło nam żyć. Z całą mocą jawi się w nim przede wszystkim papież duszpasterz, który widzi problemy poszczególnych ludzi, rodzin, krzywdzonych dzieci. Można stwierdzić, że jest to wręcz szczegółowa analiza oparta na osobistym doświadczeniu Franciszka.
Od początku swojego pontyfikatu papież mówi, że Kościół musi stać się „szpitalem polowym", że musi szeroko otwierać swoje drzwi, że musi wychodzić i poszukiwać zagubionych owiec. I to w tej adhortacji widać bardzo wyraźnie. Można ją streścić w trzech słowach: towarzyszyć, rozeznawać, integrować.
Tę drogę Franciszek proponuje duszpasterzom i wszystkim wiernym. Duchownym każe zatem papież być rozsądnymi towarzyszami. Ale nie tylko dla tych, którzy mają poprawną relację z Kościołem. Mają towarzyszyć pogubionym. Tym, których małżeństwa się rozpadły. Wspólnie z nimi mają rozeznawać sytuację, w której się znaleźli, i szukać dróg wyjścia.