Jak może zachować się przyzwoity człowiek obrażany przez kibola chama? Dyskusja nie wchodzi w grę, prostak żądny krwi jest odporny na argumenty. Można po prostu odejść, ale Michał Probierz tego nie zrobił i zareagował jak mężczyzna.
Przypadek z Białegostoku jest na szczęście wyjątkowy. Niecodziennie na stadionach dochodzi do fizycznego starcia między kibicami a piłkarzami lub trenerami. Jednak agresja słowna osiągnęła już dawno poziom przekraczający wszelkie normy kulturowe. Gdyby dziś ktoś na trybunach krzyknął „sędzia kalosz", wezwano by do niego lekarza.
Na wielu stadionach gwizdek rozpoczynający mecz jest sygnałem dla kibiców do rozpoczęcia bluzgów trwających 90 minut. Towarzyszą temu rozmaite „sektorówki" i transparenty o treściach niemających nic wspólnego z meczem.
Z jednej strony są imponujące oprawy nawiązujące do historii Polski, a z drugiej całkowity brak szacunku dla wszystkich, którzy nie są po naszej stronie. Ostatnio w ten sposób rywalizowali ze sobą kibice Legii i Lechii – klubu marszałka Józefa Piłsudskiego i klubu „Solidarności" oraz Lecha Wałęsy. Walczyli o to, kto głośniej zwyzywa drugą stronę.
Kibole Cracovii, klubu Jana Pawła II, nie są lepsi. Kiedy papież zmarł, na stadionie Cracovii odbyła się msza, podczas której pojednali się ze sobą kibice tego klubu, Wisły i Hutnika. Tydzień później już się ze sobą bili. W Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie wszyscy boją się terrorystycznych stadionowych bojówek. Mogą pobić sąsiada na trybunie, który nie śpiewa na ustaloną nutę, piłkarza, który się ich zdaniem należycie nie przykłada do gry, zbluzgać i zwolnić prezesa, przygotować akcje protestacyjne na zamówienie lub we własnym interesie.