36 lat temu cały naród stanął za Żelazną Damą, kiedy wysyłała okręty, by odbić od Argentyny okupowane Falklandy. Po początkowym wahaniu Thatcher poparł też Ronald Reagan. Spektakularny sukces brytyjskiej ekspedycji desantowej przywrócił wiarę Brytyjczyków we własne siły, dał początek niezwykle bliskiej współpracy Londynu z Waszyngtonem i ostatecznie znacząco przyczynił się do rozpadu Związku Radzieckiego.
Dziś Theresa May, a wraz z nią cały Zachód, staje przed podobną próbą. Jeśli się okaże, że Władimir Putin może bezkarnie użyć niezwykle toksycznej broni chemicznej w samym środku Wielkiej Brytanii, wiarygodność NATO zostanie bardzo osłabiona. A sam Kreml z pewnością uzna, że może sobie pozwolić na jeszcze bardziej spektakularne ataki wymierzone w interesy Europy i Ameryki.
Rosja to jednak nie Argentyna, cena konfrontacji z Moskwą będzie dla Londynu dużo większa niż koszt zwarcia z Buenos Aires. Na razie nie wiadomo, czy sama Wielka Brytania jest gotowa ją zapłacić. Jeszcze bardziej niepewna jest postawa brytyjskich sojuszników.
Spektakularny sukces Londynu jako światowej metropolii został po części zbudowany na pieniądzach rosyjskich oligarchów, którzy mają tu wiele efektownych nieruchomości. To do Romana Abramowicza należy Chelsea Londyn, a Aliszer Usmanow ma znaczne udziały w Arsenalu. Od niedawna na londyńskiej giełdzie jest notowany koncern hutniczy Olega Deripaski, BP zaś posiada 1/5 udziałów rosyjskiego państwowego potentata Rosnieftu, przez co prezes Bob Dubley na co dzień spotyka swojego odpowiednika Igora Sieczyna, jednego z najbliższych współpracowników Putina, który objęty jest zachodnimi sankcjami. Do tej pory Brytyjczycy uważali, że okupacja Krymu czy ingerencja Kremla w amerykańskie wybory nie usprawiedliwia zerwania tak intratnej współpracy. Czy teraz zmienią zdanie? Co prawda w Izbie Gmin Theresa May mówiła, że „nie potrzebujemy takich ludzi i takich pieniędzy", ale żadnych nazwisk i nazw firm nie wymieniła.
Niepewna jest też postawa Donalda Trumpa, który nie zawahał się zwolnić trzymającego twardy kurs wobec Moskwy sekretarz stanu Rexa Tillersona. Amerykański prezydent szykuje się do spotkania z Kim Dzong Unem i bardzo przydałoby mu się wsparcie Rosji do powstrzymania programu atomowego Korei Północnej.