Bogusław Chrabota: Polska w strefie euro. Jedyny rozsądny wybór

Dokładnie rok temu pisaliśmy na łamach naszej gazety o konieczności wejścia Polski do strefy euro. Minął rok i nic w tej kwestii się nie zmieniło, a jeśli cokolwiek, to pojawiły się nowe argumenty uzasadniające taki wybór.

Aktualizacja: 03.01.2018 07:05 Publikacja: 01.01.2018 18:51

Bogusław Chrabota: Polska w strefie euro. Jedyny rozsądny wybór

Strefa euro skutecznie przewalczyła wewnętrzny kryzys, który w istocie był kryzysem gospodarek kilku krajów, a nie – na co błędnie wskazywano – kryzysem systemu walutowego. Dziś jest to lepiej rozumiane niż przed rokiem, a świetne wyniki ekonomiczne niemal wszystkich krajów zjednoczonej Europy dowodzą, że unijny projekt ma przed sobą przyszłość.

Unia Europejska mimo populistycznych paroksyzmów dobrze wkomponowuje się w dominujący nurt globalizacyjny i wydaje się jedyną odpowiedzią naszego regionu na światowy wyścig do nowoczesności. Wobec wciąż potężnej gospodarki amerykańskiej i rozpędzającej się wschodniej Azji jedyną szansą Starego Kontynentu jest coraz szybsza integracja, wspólny rynek budowany wokół idei swobody transferu ludzi i kapitału, czyli tego, co jest i musi pozostać trzonem zjednoczenia. Świetnie to rozumieją w Paryżu i Berlinie, paradoksalnie także w Londynie, który mimo decyzji o brexicie próbuje wywalczyć możliwie najmniej skrępowane relacje handlowe z kontynentem.

Nowi europejscy liderzy, tacy jak Emmanuel Macron, uczynili nawet z kwestii ściślejszej integracji polityczny sztandar i naprawdę trzeba politycznej ślepoty, by nie dostrzegać tego trendu. Integracja będzie – z natury rzeczy – odbywała się w kręgu wspólnej waluty, bo to ona już od 19 lat jest warunkiem i głównym wyznacznikiem zjednoczenia. Nie może w tym procesie zabraknąć Polski, która bez przyjęcia euro musi z coraz większą prędkością migrować na europejskie peryferie.

Trzeba powiedzieć to wyraźnie: nie ma żadnych merytorycznych argumentów przeciw przyjęciu wspólnej waluty. Argumenty takie jak ryzyko drożyzny czy brak elastyczności walutowej w sytuacji kryzysu można między bajki włożyć. W konkurencyjnej gospodarce zawyżanie cen konwersyjnych jest na dłuższą metę niemożliwe, chroni przed nim okresowa dwucenowość (czasowy obowiązek podawania dwóch cen: w euro i polskich złotych), w kwestii zaś elastyczności narodowej waluty – jak podkreślają ekonomiści – bank centralny ma względną swobodę deprecjacji, nie zaś aprecjacji pieniądza, co oznacza tylko łatwość włączania mechanizmu inflacyjnego. A to akurat narzędzie – dla bezpieczeństwa nas wszystkich – wypadałoby politykom odebrać.

Za uczestnictwem Polski w strefie euro oprócz argumentów ekonomicznych (zmniejszenie ryzyka walutowego, zerowe koszty transakcyjne w obrębie strefy, większy rygor budżetowy) przemawiają również racje polityczne. Europa wielu prędkości już istnieje, można być w centrum i kształtować tożsamość wspólnego projektu lub sytuować się na niezauważalnym marginesie. Ten ostatni wybór to świadoma decyzja o upośledzeniu cywilizacyjnym na wiele pokoleń.

Jest jeszcze ryzyko wyjścia poza Unię, co wielu politykom się marzy, choć zwykle publicznie tego nie głoszą. Problem w tym, że opuszczenie wspólnoty niekoniecznie przełoży się na ustrojowe korzyści. W dzisiejszym świecie, którym rządzą populizm i socjalna roszczeniowość, zerwanie z Brukselą oznaczałoby pewniejszy dryf w stronę Mińska i Moskwy niż Londynu czy Waszyngtonu.

Po co wracamy do tego trudnego tematu? Bo taki mamy moralny obowiązek. Nikt i nic nas nie zwalnia z troski o bieg polskiej historii i przyszłe pokolenia. Będziemy wracali do tej sprawy nie tylko co roku, ale codziennie. Dziś jest na to dobry moment, bo na czele rządu stanął człowiek, który – mam wrażenie – w swoich kręgach partyjnych rozumie te sprawy najlepiej. Wiem, z czym się zmaga, bo czysto ideologiczny opór rządzącej partii przeciw integracji, której symbolem stało się euro, jest piekielnie trudny do przewalczenia. Ale wierzę, że umie słuchać merytorycznych argumentów i ma świadomość, że europejskie okno na Polskę powoli się zamyka. Trzeba więc pilnie podjąć dialog, a potem decyzję. Dziś wszystko w rękach Morawieckiego.

Strefa euro skutecznie przewalczyła wewnętrzny kryzys, który w istocie był kryzysem gospodarek kilku krajów, a nie – na co błędnie wskazywano – kryzysem systemu walutowego. Dziś jest to lepiej rozumiane niż przed rokiem, a świetne wyniki ekonomiczne niemal wszystkich krajów zjednoczonej Europy dowodzą, że unijny projekt ma przed sobą przyszłość.

Unia Europejska mimo populistycznych paroksyzmów dobrze wkomponowuje się w dominujący nurt globalizacyjny i wydaje się jedyną odpowiedzią naszego regionu na światowy wyścig do nowoczesności. Wobec wciąż potężnej gospodarki amerykańskiej i rozpędzającej się wschodniej Azji jedyną szansą Starego Kontynentu jest coraz szybsza integracja, wspólny rynek budowany wokół idei swobody transferu ludzi i kapitału, czyli tego, co jest i musi pozostać trzonem zjednoczenia. Świetnie to rozumieją w Paryżu i Berlinie, paradoksalnie także w Londynie, który mimo decyzji o brexicie próbuje wywalczyć możliwie najmniej skrępowane relacje handlowe z kontynentem.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?