Od dwóch dni trwa dorabianie Robertowi Biedroniowi gęby seksisty. Pal licho, że cały atak szyty jest grubymi nićmi: Biedronia o seksizm topornie oskarżają właśnie ci, którym zarzucił on brudne polityczne zagrywki, a także publicyści, którzy Rejtanem bronią silnej pozycji Koalicji Obywatelskiej w ramach (nie)zjednoczonej opozycji. W końcu – uderz w stół, a nożyce się odezwą. Najciekawsze jednak, że Biedroń zarzucił liberalnym elitom dokładnie to: tresowanie potencjalnych przystawek politycznych metodą marchewki i kija. Oto dostaliśmy dowód, że miał rację. I widzimy, jak zręcznie niektórzy potrafią wymachiwać kijem.

„Tresowaliście Barbarę Nowacką przez kilka miesięcy, żeby dołączyła do Koalicji Obywatelskiej. A KO na tym nie zyskała, wręcz straciła” – powiedział w Radiu TOK FM Biedroń. Okrzyknięty został seksistą, bo „my, kobiety, podejmujemy decyzje samodzielnie, częściej z troski o sprawy ogółu, niż z dbałości o własne ego” (Katarzyna Lubnauer).

Samej Nowackiej te słowa nie zaskoczyły, bo „świat polityki bombarduje kobiety seksizmem". Ale zmartwiła się, że „te słowa padają z ust osoby, która odwołuje się do wartości feminizmu i równości. Gdybym usłyszała je z ust poseł Pawłowicz czy posła Tarczyńskiego, to bym się nie zdziwiła. Ale Biedroń?” – mówiła Nowacka. A Monika Rosa z Nowoczesnej w piątkowej „Rzeczpospolitej” tłumaczyła, że „nic nie usprawiedliwia takiego języka. Zwłaszcza jeśli ktoś chce się przedstawiać jako polityk postępowy i otwarty”.

Można się podśmiewywać, że to chichot historii, że pierwszy gej III RP, pupil liberalnych salonów, dorobił się łatki seksisty. Ale to gorzki żart. Raczej może przerażać, co owe salony potrafią zrobić z politykiem, który im podpadł, bo nie mieści się w ich taktycznej wizji i ma inny pomysł na politykę. To wymachiwanie kijem na działaczy szukających politycznej niezależności jest o tyle obrzydliwe, że to przecież z tych salonów ciągle słyszymy o pluralizmie, demokracji, wolności. A znowu się okazuje, że pluralizm i wolność jest dla tych, którzy z nami. Kto przeciwko nam – ten faszysta, pardon, seksista.

I oczywiście Barbara Nowacka i Monika Rosa mają rację, że niektórym wolno mniej. Gdyby do takich zagrywek uciekali się poseł Pawłowicz czy poseł Tarczyński, którzy gęby raczej nie wycierają frazesami o pluralizmie czy wolności, toby to tak nie dziwiło. Ale liberalne salony?