Mateuszowi Morawieckiemu trudno odmówić tego, że ma wizję. Choć jego przemówienie wyglądało na nie do końca dopracowane, było to bez wątpienia exposé, które zawierało jedną z najbardziej spójnych wizji Polski z ostatnich lat. W porównaniu z Donaldem Tuskiem, Ewą Kopacz czy Beatą Szydło Morawiecki przedstawił coś w rodzaju credo nowoczesnego konserwatyzmu, który z jednej strony odwoływał się do tradycyjnych wartości, a z drugiej kusił obietnicą rozwoju gospodarczego i budowy w ten sposób silnej pozycji Polski na świecie.

– Polska to wielka rzecz – cytował Wyspiańskiego. – Polska wielkich projektów – dodawał, a Żołnierzy Wyklętych, działaczy Solidarności Walczącej, Polaków ratujących Żydów łączył z walką ze smogiem, programem zero tolerancji dla przemocy wobec kobiet, rozwojem gospodarczym opartym na inwestycjach oraz prawem Polaków do tego, by mniej pracowali i mieli przez to więcej czasu dla swoich rodzin. Jego program można zawrzeć w cytacie z exposé, gdy mówił, by łączyć „romantyzm celów z pozytywizmem środków".

I tu ujawnia się prawdziwy cel przemówienia Morawieckiego – to była próba pogodzenia obecnych w obozie władzy romantyków i pozytywistów, idealistów i pragmatyków, tych, którzy żyją pamięcią o historii, z tymi, którzy chcą budowy silnej, nowoczesnej i bogatej Polski. Dlatego też wszystkich Polaków, bez względu na przekonania, nazwał członkami biało-czerwonej drużyny i zaprosił do współpracy. Apelował też o jedność i obniżenie temperatury politycznego sporu.

To bez wątpienia gesty skierowane do politycznego centrum, ale z osiągnięciem tak postawionych celów Mateusz Morawiecki będzie miał dwa poważne problemy. Choć zaczął exposé od podziękowań dla Beaty Szydło, trudno było nie zauważyć, że posłowie PiS znacznie gorętszą owację zgotowali odchodzącej premier niż nowemu szefowi rządu. Jeśli prawdą jest tłumaczenie, które powtarzają politycy prawicy, że trzeba było powołać rząd w starym składzie po to, by uzyskać wotum zaufania od Klubu PiS, a dopiero potem Morawiecki będzie mógł sobie pozwolić na wyrzucenie poszczególnych ministrów, pokazuje to, jak słabą pozycję w swym partyjnym zapleczu ma nowy premier.

Drugi problem Mateusz Morawiecki będzie miał z wiarygodnością poza granicami Polski. W dniu, gdy wygłaszał exposé, Senat pracował nad ustawami zmieniającymi Sąd Najwyższy i Krajową Radę Sądownictwa, które Komisja Wenecka nazwała... bolszewickimi, ponieważ wprowadzają rozwiązania znane z sowieckiej Rosji. Zadanie polepszenia wizerunku Polski w Europie wydaje się w tym kontekście mission impossible.