Rzecznik MW, który opowiedział się za segregacją rasową i zabronił Polakom o innym kolorze skóry czuć się Polakami, został właśnie usunięty ze stanowiska. Narodowcom nadal warto wytykać różne rzeczy. Ale tak zdecydowaną reakcję na skrajną głupotę należy bezwzględnie pochwalić. Dobrze, jakby ukaranie Mateusza Pławskiego stało się przykładem dla innych. Przykładem, że w naszej tradycji nie ma i nigdy nie było miejsca na segregację rasową.

Zdecydowana reakcja nie zmienia jednak tego, że fala oburzenia po słowach byłego już rzecznika dalej rozlewa się po Polsce. Co więcej, nie mam wątpliwości, że problemy Młodzieży Wszechpolskiej dopiero się zaczynają. To może być początek końca marszu niepodległości w takiej formie, jaką znamy. Za rok dużo mniej efektywne mogą okazać się wszelkie ekwilibrystyczne wywody, że to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, że organizatorami „marszu wszystkich Polaków” jest kanapowe stowarzyszenie o poglądach, które są skrajnością nawet w ramach bardzo rozległej idei narodowej.

MW nie będzie mogła odbijać piłeczki, że to liberalny mainstream przyprawia jej gębę zwykłych faszystów. Teraz będzie musiała stanąć na głowie, by przed takimi zarzutami się bronić. Efekt może być taki, że narodowcy zaczną wreszcie skutecznie tępić w swych szeregach wszystkich tych, którzy ośmieszają polską tradycję narodową. Choć z tego powodu liderom ruchu narodowego nigdy nie powinno było być do śmiechu.

Ale medialna szarża Pławskiego ma jeszcze jeden, ważniejszy wymiar. Na Facebooku prawicowy fan page za fan pagem wyśmiewają się z „sebixów”, którzy nie odróżniają np. republikańskiej idei narodowej od rewolucyjnego nacjonalizmu (jego korzenie sięgają tradycji jakobińskiej z czasów rewolucji francuskiej). A fala „beki” to najgorsze, co może spotkać idee uwielbiane w gimnazjach.