Ta ostatnia niedziela – mogliby zanucić szefowie sieci handlowych, które stoją już w blokach startowych przed najlepszym sezonem roku. Ba, niektóre firmy już go rozpoczęły, rozciągając niemal na cały listopad akcje promocyjno-marketingowe prowadzone pod hasłem czarnego piątku (Black Friday), choć ten przypada dopiero w ostatni weekend miesiąca. Na każdym kroku: w telewizji, internecie i na billboardach, handlowcy już reklamują gwiazdkowe prezenty, a dilerzy samochodowi, którzy też próbują skorzystać z przedświątecznej gorączki, przyspieszyli wyprzedaże aut z obecnego rocznika. Wszyscy w tym roku mogą liczyć na świetny sezon, skoro dzięki i wyższym zarobkom, i większemu zasięgowi programu 500+ wielu Polaków będzie miało w grudniu grubsze portfele. Tym bardziej że zabiegający o pracowników pracodawcy też pewnie przed świętami głębiej sięgną do kieszeni.

Problem w tym, że po gwiazdkowym śnie przyjdzie niemiłe dla sklepów przebudzenie w realiach 2020 r.  Wchodzące wtedy w życie regulacje ograniczą do siedmiu liczbę handlowych niedziel w roku, a wzrost płacy minimalnej podwyższy koszty sklepów. Wprawdzie wzrosną także możliwości zakupowe mniej zarabiających pracowników, lecz z kolei to na nich może się odbić dostrzegane także przez rządzącą koalicję spowolnienie gospodarcze.

Niezależnie od koniunktury handel nie zginie – ludzie zawsze będą kupować i sprzedawać. Słabsza koniunktura idąca w parze z regulacjami oraz zmianami technologicznymi może natomiast przyspieszyć zmiany struktury sprzedaży. Nie tak dawno politycy, którzy na sztandarach mieli obronę polskiego handlu, za główny cel obrali sobie hipermarkety. Niedługo potem okazało się, że duże sklepy same muszą walczyć z coraz agresywniejszą konkurencją dyskontów. Teraz jedne i drugie podgryza sprzedaż przez internet, w którym rej wodzą nowi gracze. Dodatkowo na zmiany strukturalne w handlu nakładają się geograficzne przetasowania. Do niedawna dominowały w nim zachodnie sieci handlowe, które podbijały kolejne rynki i kontynenty. Teraz to się zmienia, na razie głównie za sprawą chińskiego AliExpress. Już nie bogaty Zachód, ale bogaty Daleki Wschód zaczyna rozdawać karty. Już nie z Zachodu, ale z Azji przychodzą do nas handlowe innowacje, w tym wypromowane w Chinach zakupy przy wsparciu live streamingu, czyli transmisji na żywo z prezentacji towaru. W handlu będzie więc ciekawie. Co prawda nie dla wszystkich, bo na każdym etapie zmian sprawdza się tam na razie jedna reguła: stale tracą mniejsze, niezależne sklepy. Te, które miały być symbolem rodzimego handlu, a których ubywa. I będzie nadal ubywać.