Zbyt ambitny kadrowy

Oby Jacek Sasin nie pomylił funkcji wielkiego kadrowego spółek Skarbu Państwa z rolą prezesa tej największej grupy kapitałowej w Polsce.

Aktualizacja: 13.11.2019 22:16 Publikacja: 13.11.2019 21:00

Zbyt ambitny kadrowy

Foto: tv.rp.pl

Chyba każde dziecko wie, że prezes w Polsce może być tylko jeden. Włości do zarządzania ma on rozległe, polega więc na rycerzach sprawdzonych w politycznych bojach, obsadzając nimi kluczowe księstwa. Jednym z nich jest nadzór nad spółkami Skarbu Państwa. Likwidacja resortu skarbu przez „dobrą zmianę" okazała się kosztownym błędem, o czym świadczy m.in. mizerny wzrost wartości notowanych na giełdzie państwowych firm – ledwo 8 proc. w cztery lata. Gdyby skarb w ciemno zainwestował we wszystkie firmy notowane na warszawskim parkiecie, kierując się ich udziałem w WIG, zarobiłby 2,5 razy więcej.

Czytaj także: Skarby narodowe tracą swój blask

Odtworzenie resortu skarbu jako Ministerstwa Nadzoru Właścicielskiego to dobry ruch. Rozparcelowanie nadzoru między poszczególnych ministrów rozmyło odpowiedzialność za tę największą w kraju grupę kapitałową. Frakcje partyjne wyrywają sobie posady, a karuzela stanowisk kręci się rekordowo szybko. Są firmy, w których szef (licząc z p.o.) zmieniał się przynajmniej osiem razy w ciągu czterech lat.

Przydałoby się wprowadzenie w grupie kapitałowej Skarbu Państwa elementarnych zasad ładu korporacyjnego – także po to, by mogli doń zawitać fachowcy po dobrych uczelniach ekonomicznych, otrzaskani w sektorze prywatnym. Niech ścieżką kariery w tych firmach nie będzie partyjna młodzieżówka i noszenie teczki za którymś z działaczy. Od jakości tych kadr zależy przecież efektywność działania przedsiębiorstw dominujących w kluczowych branżach, np. w energetyce. To pośrednio wpływa na konkurencyjność prywatnych polskich firm.

Czy Jacek Sasin jako minister nadzoru właścicielskiego zechce wcielać w życie zasady ładu korporacyjnego, oznaczające de facto odpolitycznienie firm? Musiałby powstrzymać pokusę kolejnego zakręcenia kadrową karuzelą i przetasowania stanowisk stosownie do nowego układu sił w rządzącym ugrupowaniu. Mam też wątpliwości, czy zna czysto biznesowe zasady polityki kadrowej, skoro – jak wynika z oficjalnych biogramów – nie pracował w prywatnej firmie.

Ambicje Jacka Sasina sięgają znacznie dalej niż rola kadrowego grupy kapitałowej Skarbu Państwa. W wywiadzie dla Polskiego Radia 24 oświadczył, że kompetencje swojego resortu widzi szerzej, niż wynikałoby to z roboczej – jak twierdzi – nazwy. Nie chce wyłącznie nadzorować. Chce inicjować wspólne działania spółek na rzecz rozwoju gospodarczego. Trzymając się korporacyjnych porównań, wchodzi w rolę prezesa grupy. Otwiera to pole konfliktu z nowymi ministerstwami Rozwoju i Klimatu, a nawet z premierem.

Takie wspólne inicjatywy nie zawsze kończą się sukcesem: ratowanie górnictwa przez energetykę czy akcja tłumienia podwyżek cen energii spowodowały głęboką obniżkę kursów państwowych spółek energetycznych. Tymczasem w ocenie jakości zarządzania firmami wzrost ich wartości uznaje się za kluczowy dla akcjonariuszy. Skarb Państwa też powinien tego oczekiwać.

Chyba każde dziecko wie, że prezes w Polsce może być tylko jeden. Włości do zarządzania ma on rozległe, polega więc na rycerzach sprawdzonych w politycznych bojach, obsadzając nimi kluczowe księstwa. Jednym z nich jest nadzór nad spółkami Skarbu Państwa. Likwidacja resortu skarbu przez „dobrą zmianę" okazała się kosztownym błędem, o czym świadczy m.in. mizerny wzrost wartości notowanych na giełdzie państwowych firm – ledwo 8 proc. w cztery lata. Gdyby skarb w ciemno zainwestował we wszystkie firmy notowane na warszawskim parkiecie, kierując się ich udziałem w WIG, zarobiłby 2,5 razy więcej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację