Rada Polityki Pieniężnej od kilku miesięcy utyskuje na „brak wyraźnego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP". Tym dostosowaniem powinno być wyraźne osłabienie polskiej waluty. Jego brak, w ocenie RPP, może tłumić ożywienie w polskiej gospodarce, ograniczając konkurencyjność eksportu, w czasie gdy konkurencja na odchudzonym przez kryzys globalnym rynku jest ostrzejsza niż zwykle.

Polscy sternicy polityki pieniężnej nie są w tej ocenie odosobnieni. Ba, w innych krajach problem jest poważniejszy. Złoty w reakcji na ostatni kryzys faktycznie nie zachwiał się tak jak dawniej, ale jednak na wartości stracił. Nie wszystkie kraje miały tyle szczęścia. Np. Szwajcaria, której waluta tradycyjnie umacnia się w okresach rynkowych zawirowań. Nie inaczej było w ostatnich miesiącach. A to oznacza, że tamtejszy bank centralny będzie bardziej zdeterminowany niż polski, aby o osłabienie waluty zabiegać. NBP ograniczy się co najwyżej do werbalnych interwencji, które skuteczne raczej nie będą.

Choć dla polskiej gospodarki taka wojna walutowa – szczególnie jeśli włączy się w nią Europejski Bank Centralny, osłabiając euro – nie byłaby dobrą wiadomością, to jest w Polsce grupa, która mogłaby na niej skorzystać. Mowa oczywiście o ponad 400 tys. gospodarstw domowych spłacających kredyty we frankach. Im osłabienie franka wobec złotego przyniosłoby ulgę, zmniejszając ciężar zobowiązań. Dzisiaj za helwecką walutę muszą płacić około 4,20 zł, o 8 proc. więcej niż na początku roku i nawet o 16 proc. więcej niż trzy lata temu, gdy obecna fala aprecjacji franka – wzmocniona pandemią – się zaczęła.

Paradoksalnie jednak ostatnie umocnienie franka i dla zadłużonych w tej walucie może mieć jedną zaletę. Wygląda na to, że zachęciło banki do wyciągnięcia do frankowiczów pomocnej dłoni. Kilka instytucji zaczęło wysyłać takim kredytobiorcom propozycje przewalutowania zobowiązań po niższym od bieżącego kursie. Prawdopodobnie banki kalkulują, że przyciśnięci ostatnim wzrostem ciężaru zadłużenia oraz pogorszeniem sytuacji na rynku pracy frankowicze będą bardziej skłonni do ugody niż jeszcze kilka miesięcy temu. I wybiorą takie rozwiązanie zamiast batalii sądowej, która wskutek pandemii stała się bardziej czasochłonna. A dla banków – w razie przegranej – mogłaby być dużo bardziej kosztowna. Może dla świętego spokoju część kredytobiorców z tej oferty skorzysta. Większość pewnie wybierze walkę w sądach, korzystając z coraz bardziej przychylnych dla nich wyroków.