Radę Prezesów Europejskiego Banku Centralnego, która steruje polityką pieniężną w strefie euro, tworzy 25 osób. Dawniej, gdy gremium to było węższe, decyzje podejmowało przez aklamację, dziś na ogół zwykłą większością głosów. Zmiana jednego z członków, nawet prezesa, nie powinna więc istotnie wpływać na politykę pieniężną w strefie euro. W praktyce to, że z początkiem listopada rolę tę obejmie prawdopodobnie Christine Lagarde, zastępując Mario Draghiego, nie jest bez znaczenia.

To, że prezes EBC może mieć przemożny wpływ na sytuację gospodarczą w Europie, wyraźnie pokazała ośmioletnia kadencja Draghiego. Do historii polityki pieniężnej przejdzie jego wystąpienie z lata 2012 r., gdy powiedział, że „EBC jest gotów zrobić wszystko, co będzie potrzebne, aby ochronić strefę euro". Te słowa zahamowały wyprzedaż obligacji skarbowych państw z południa unii walutowej, co groziło ich bankructwem.

Pod kierownictwem Draghiego Rada Prezesów EBC zaczęła jednak także sygnalizować swoje długofalowe zamiary. Tydzień temu ogłosiła, że w listopadzie wznowi tzw. ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE, kupowanie obligacji za wykreowane pieniądze) i zapowiedziała, że program ten zakończy niedługo przed podwyżką stóp procentowych. Te zaś mają pozostać na obecnym bądź niższym poziomie do czasu, aż inflacja wzrośnie i trwale wróci do celu wyznaczonego przez EBC (2 proc.). Wielu ekonomistów uważa, że ten cel w przewidywalnej przyszłości jest nie do osiągnięcia.

Czy to znaczy, że Lagarde będzie tylko odgrywała scenariusz napisany przez Draghiego? Wiele będzie zależało od tego, czy uda się jej przekonać Niemców do bardziej ekspansywnej polityki fiskalnej. Włoch często apelował do europejskich rządów, aby w obliczu słabnącej koniunktury nie polegały tylko na EBC, ale starały się ją pobudzić, zwiększając wydatki. Ale apele przedstawiciela kraju, który w Niemczech uchodzi za symbol fiskalnej lekkomyślności, w Berlinie puszczano mimo uszu. Francuzka może być skuteczniejsza. Paryż, tak jak i Berlin, był przeciwny wznawianiu QE. W obu krajach silne są obawy, że za Atlantykiem ten program zostanie uznany za próbę osłabienia euro, na co Waszyngton odpowie cłami na import europejskich aut. A najkrótszą drogą do przerwania QE zdaje się być obecnie poluzowanie polityki fiskalnej nad Renem.