Jeszcze w latach 90. „ostatni satrapa Europy" zdobywał serca obietnicami wyplenienia korupcji i opanowania chaosu związanego z upadkiem ZSRR. Zapewnił niezakłócony przepływ emerytur i skromnych – ale zawsze – świadczeń. Dorzucił tanie, subsydiowane paliwa i możliwość podłączenia się do rosnącej rosyjskiej gospodarki.

Potem trzeba było popuścić smyczy prywaciarzom. W ten sposób przez niemal całą dekadę (2000–2008) białoruska gospodarka rosła w tempie 8 proc., dzięki czemu prowincja miała zapewnione swoje emerytury, a największe miasta – kariery. I choć na prowincji wciąż można ugrzęznąć po osie w błocie, to w stolicy trwa wręcz budowlany szał: miasto obrasta 20-piętrowymi apartamentowcami, galeriami handlowymi i drogimi osiedlami. Za miesiąc w najlepszym przedszkolu w mieście trzeba zapłacić równowartość 800 dolarów i chętnych nie brakuje. Lokalni hipsterzy pomykają na miejskich rowerach, modne kawiarnie są oblężone, parkingi pod blokami są zastawione zachodnimi autami.

Frustrację pogrobowców komunizmu łagodzi pozostawienie bez zmian nazewnictwa – w żadnym z miast nie zabraknie ulic Sowieckiej, Lenina czy Kirowa – i rozbuchanej biurokracji, zaczynającej się na przejściach granicznych. Ale młodzi mają też własnych bohaterów – jak twórcy gry „World of Tanks", która kilka lat temu trafiła do Księgi rekordów Guinnessa. Choć firma dawno ulokowała się na Cyprze, jej biura wciąż znajdują się w Mińsku. Lokalną sławą cieszą się producenci popularnych w Rosji nawigacji samochodowych Prestigio czy BelAZ – zakłady, w których powstają gigantyczne maszyny budowlane i górnicze.

Nic nie trwa wiecznie. Dekadę temu szybki wzrost załamał się i skurczył do okolic 1 proc., a młodzi i ambitni znaleźli się w ślepej uliczce. System w obecnej postaci bowiem najwyraźniej doszedł do ściany. W latach 2015–2016 Białoruś zaliczyła pierwszą recesję, a „baćce" – jak mówią o Łukaszence złośliwcy – zostało niewiele możliwości dalszego popuszczania smyczy. Dlatego też frustracja Białorusinów może być dziś większa niż kiedykolwiek – podobnie jak, niestety, skłonność reżimu do sięgania po przemoc.