Gdy przeszło dwa lata temu zaczęto głośno mówić o możliwej fuzji dwóch paliwowych spółek, od razu pojawiły się obawy o konkurencję na rynku. Warunki zaproponowane przez Komisję Europejską, która wydała warunkową zgodę na połączenie firm, wydają się te wątpliwości rozwiewać. Orlen musi sprzedać niemal 400 stacji Lotosu oraz oddać część kontroli nad rafinerią w Gdańsku i magazynami nad morzem. Podmioty zajmujące się detaliczną sprzedażą paliw na tym skorzystają, klienci też.

Duży Orlen – jak nazwałem już kilka miesięcy temu PKN połączony z Lotosem – stanie się dużym graczem na rynku paliw w naszej części Europy. Jest szansa, że taki duży podmiot, wykorzystując efekt skali, zacznie w większym stopniu dywersyfikować dostawy ropy, nie tylko zwiększając zakupy na morzu, ale wróci też do koncepcji sprowadzania surowca z Morza Kaspijskiego. Teraz jest najlepszy moment, by dokończyć budowę rurociągu naftowego Odessa–Brody–Płock. Po połączeniu firma potrzebuje stabilnych dostaw lekkiej ropy nie tylko dla swoich rafinerii w Polsce, ale i w Czechach oraz na Litwie. Taki naftowy projekt to również szansa na wciągnięcie w orbitę Zachodu Ukrainy czy Gruzji, co świetnie rozumiał śp. Lech Kaczyński zabiegający dziesięć lat temu o realizację tego pomysłu.

Jednak na Orlen trzeba patrzeć już nie tylko jak na spółkę paliwową. Jeszcze przed przejęciem Energi był jednym z głównych wytwórców energii elektrycznej za sprawą swych bloków parowo-gazowych. Kilka lat temu postawił na gaz, świadomie nie inwestował w problematyczny węgiel. Za sprawą akwizycji energetycznej firmy zmienia z czarnego na błękitne paliwo, które będzie napędzać nowy blok w Ostrołęce.

Orlen, w skład którego obok Energi wchodzić będą Lotos i PGNiG, ma szansę stać się liczącym się graczem w Europie. Warunkiem jest jednak to, by to nie politycy, lecz menedżerowie grali tam pierwsze skrzypce. Skarb Państwa ma w Orlenie niecałe 30 proc. udziału, więc jest szansa, że poszerzony koncern będzie kierował się bardziej prawidłami ekonomii niż polityki. Zasoby finansowe firmy nie będą przeznaczane na ratowanie kopalń czy na bezsensowne inwestycje w rodzaju węglowego bloku w Ostrołęce.

Trwa wielka energetyczna transformacja. Paliwa kopalne są wypierane przez odnawialne źródła energii (OZE). Orlen zdaje się to rozumieć, od kilku lat stawiając nie tylko na gaz, ale i na rozwój morskich farm wiatrowych czy elektromobilność. Przejęcie Lotosu i w przyszłości PGNiG daje szanse na rozwój paliwa przyszłości, jakim jest wodór. Jeśli zarząd dużego Orlenu faktycznie dostrzeże szanse w OZE, wodorze i nowoczesnych technologiach magazynowania energii, może stać się wygranym transformacji. Pytanie tylko, czy politykom wystarczy samo ogrzanie się przy tworzącym się czempionie, czy też pokusa ręcznego sterowania i decydowania o inwestycjach weźmie górę. Bo wtedy mogą się zacząć problemy największej nawet firmy.