Którykolwiek kandydat wygrał, stanie przed tymi samymi wyzwaniami.

Przede wszystkim przełamanie recesji, która mimo największej od dekad, gigantycznej kroplówki uruchomionej przez państwo może znów mocno pokąsać gospodarkę, jeśli jesienią lub zimą kraj sparaliżuje druga fala pandemii. Tarcze antykryzysowe, mimo finezji kreatywnej księgowości, która pozwala ominąć ograniczenia finansowania budżetu przez bank centralny, wyczerpują możliwości dodatkowego zasilania. Drugiej tak silnej salwy już nie będzie. Zwłaszcza że mimo kryzysu nie ograniczono hojnego rozdawnictwa. Ba, obaj kandydaci obiecywali kolejne profity fundowane przez państwo.

Zapanowanie nad finansami państwa to wielkie zadanie dla rządu. Pójdzie on drogą podwyżek podatków? Otwartych czy ukrytych? I czy prezydent to zaakceptuje – to drugie jego wyzwanie na kadencję 2020–2025.

Trzecie to zmiana pokoleniowa wśród wyborców. Do urn będzie szło pokolenie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Jego siła będzie rosła i będzie przeciwwagą dla lobby węglowego, do którego politycy umizgują się od trzech dekad wolnej Polski. Kogo prezydent wybierze? Czy zmieni nastawienie polskich władz do klimatu, a także europejskiego zielonego ładu?

Młodzi ludzie to również czwarte wyzwanie – emerytalne. To oni mają finansować rosnący garb wydatków na emerytury odchodzącego właśnie w stan spoczynku pokolenia wyżu demograficznego. Obaj kandydaci na prezydenta, zapewniając baby boomersów, że nie pozwolą ruszyć niższego wieku emerytalnego 65/60, czynią podwójną szkodę. Nie dość, że skazują przyszłych emerytów, zwłaszcza kobiety, na niższe świadczenia (krótszy staż + dłuższa emerytura = niższe świadczenie, czego nie zmienią ochłapy w postaci trzynastki), to jeszcze wpychają młode pokolenie na wieczną pracę bez etatu i ubezpieczenia społecznego. Bo wysokie wydatki na emerytury już teraz sprawiają, że praca na etacie – licząc składki ZUS i podatek dochodowy – opodatkowana jest niemal tak mocno jak wódka. Już sama demografia sprawia, że proporcja liczby emerytów i utrzymujących ich pracujących będzie się pogarszała. Obowiązkiem rządzących – także prezydenta – jest spowalnianie tego trendu, a nie jego przyspieszanie.