Prezydent pełni w Polsce głównie rolę reprezentacyjną, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Ma jednak pośrednio spory wpływ również na gospodarkę, choćby podpisując ustawy i wnosząc ich projekty do Sejmu. A skoro tak, to temat gospodarki powinien być, jeśli nie osnową, to mocnym punktem podczas kampanii prezydenckiej. Czy tak było? Niestety nie. Gospodarka pojawiała się sporadycznie, niejako przy okazji. Czego dowiedzieliśmy się w ten sposób o poglądach kandydatów? Przede wszystkim przekaz dotyczący kwestii ekonomicznych był tak samo spolaryzowany, jak cała kampania dwóch „finalistów" – urzędujący prezydent Andrzej Duda dobierał argumenty atrakcyjne dla mieszkańców wsi i miasteczek, zaś Rafał Trzaskowski – dla wielkomiejskiego elektoratu.

Czytaj także: Jakie poglądy gospodarcze mają Duda i Trzaskowski? 

Choć w programach wyborczych więcej można znaleźć różnic niż podobieństw, to trzy postulaty były zbieżne. Andrzej Duda dorzucał nowe propozycje socjalne do już istniejących rozwiązań: do 500+ dodatkowe 300+, nie zapominając o 13. emeryturze. Natomiast aspirujący do prezydenckiego fotela Rafał Trzaskowski zapewniał o ich utrzymaniu. Drugim zbieżnym tematem było środowisko, czyste powietrze i pomysły, jak uczynić z Polski „zielone płuca" Europy. Trzecim zaś służba zdrowia i propozycja wzrostu wydatków na ten cel do 6 proc. PKB. Ale tu podobieństwa się kończą.

W oczy rzuca się diametralnie różne podejście do roli państwa w gospodarce. Wizja Andrzeja Dudy to Polska „narodowa" z dużymi inwestycjami infrastrukturalnymi (Centralny Port Komunikacyjny czy przekop Mierzei Wiślanej) i polską walutą. Promowane były też instrumenty do walki ze skutkami pandemii. Wizja Rafała Trzaskowskiego wydaje się zgoła odmienna. Wielkim państwowym inwestycjom przeciwstawił mniejsze projekty, realizowane przez samorządy i wspólnoty lokalne, a zamiast słowa „narodowy" pojawiało się „unijny". To dwa światy budowane na kontrze do siebie.

Inne tematy gospodarcze nie przebiły się w kampanii. Niewiele bądź zupełnie nic nie mówiono o kredytach frankowych, a kto wie, czy ich posiadacze nie przesądzą o losach niedzielnego finału. Nie pojawił się temat górnictwa i konieczności zmian w tym obszarze. Nikt nie wspomniał o atomie. Niewiele mówiło się też o cyfryzacji, w tym przede wszystkim wizji rozwoju sieci 5G. Szkoda. Na finiszu kampanii prezydenckiej otwarte pozostaje pytanie, czy Polacy, tak jak Amerykanie, głosują portfelami. Jeśli tak, to kandydaci na prezydenta powinni bardziej skupiać się na gospodarce.