Krzysztof Adam Kowalczyk: PiS chce podatkami wyrzeźbić klasę średnią

Wielka redystrybucja dochodów to w wymiarze gospodarczym gwóźdź programu PiS ogłoszonego w sobotę. Wiemy już, kto na zmianach podatkowych skorzysta. Kto za nie zapłaci - dyskretnie przemilczano.

Aktualizacja: 15.05.2021 19:00 Publikacja: 15.05.2021 13:19

Krzysztof Adam Kowalczyk: PiS chce podatkami wyrzeźbić klasę średnią

Foto: PAP

Układ i treść nowego programu rządzącej partii, który na ostatniej prostej zmienił nazwę z Nowy Ład na Polski Ład, sugeruje, że to raczej program wyborczy, obliczony na poszerzenie elektoratu, niż strategia nowoczesnego państwa na dziesięciolecie. Przemawia za tym mocna ekspozycja korzyści dla przeciętnego zjadacza chleba, przy dość marginalnym potraktowaniu strategii gospodarczej (mgławicowa nowa polityka przemysłowej i wskazanie branż o potencjale eksportowym) i takich kluczowych wyzwań dla całej gospodarki jak transformacja energetyczna (same hasła: atom, wodór).

Czytaj także: PiS przedstawił swój nowy plan

Część przecieków potwierdziła się. Miło łechce ucho wyborcy hasło podniesienia kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł i od lat niepodnoszonego progu podatkowego - z 85 tys. do 120 tys. zł. Trudno jednak dociec po sobotnim show PiS, jak te optymistyczne obietnice mają się do zapowiedzianego równolegle skasowania odliczeń składki zdrowotnej od podatku. Wiadomo już natomiast, że zastąpienie ryczałtowej składki NFZ liniową na pewno uderzy w przedsiębiorców.

Wedle wielokrotnie powtarzanego dziś przez premiera i prezesa PiS hasła aż 18 mln Polaków ma skorzystać na przesunięciach podatkowych. Ale kto za to zapłaci? Odliczając blisko 10 mln dzieci, oznaczałoby to, że na ten ambitny program złożyć się ma - w mniejszym lub większym stopniu - ok. 10 mln pozostałych mieszkańców naszego kraju.

Prezes Kaczyński wprawdzie uspokajał, że chce, by osoby zarabiające 6-10 tys. zł miesięcznie też „troszeczkę, w niektórych przypadkach skorzystały". Ale pozostaje niepokój, że wielka redystrybucja uderzy w klasę średnią. I nie rozwiewają go deklaracje premiera Morawieckiego, że PiS chce ją dzięki tej wielkiej zmianie podatków poszerzać. Sęk w tym, że w gospodarce rynkowej klasa średnia rośnie dzięki sile owej gospodarki, a nie poborcy podatkowego.

Ciekawie brzmią propozycje mieszkaniowe PiS, zwłaszcza po klęsce poprzedniego programu tej partii Mieszkanie+ i 50-proc. wzroście cen mieszkań od 2015 r. Gwarantowanie przez państwo wkładu własnego do 100 tys. zł i częściowa spłata przezeń kredytu hipotecznego dla rodziców dwojga i więcej dzieci pewnie spodobają się 30-latkom. Doświadczenie jednak podpowiada, że każdy program mieszkaniowy w Polsce kończył się akurat wtedy, gdy już stał się popularny i coraz mocniej obciążał budżet państwa. Tak poległa „Rodzina na swoim", a po niej „Mieszkanie dla Młodych".

Możliwość budowy bez pozwolenia domów do 70 mkw. (90 mkw. z poddaszem) to ciekawa deregulacja, ale prowadzenie budowy bez kierownika wywoła kontrowersje. Mniejsze zapewne wzbudzi zapowiedziane przez premiera Gowina zniesienie tzw. wuzetek, choć to komplikacja dla chcących inwestować tam, gdzie brak planów zagospodarowania...

Mocny w programie PiS jest akcent wiejski, widać tu ostrze skierowane w konkurencyjne PSL. Obietnica skanalizowania wsi i jej gazyfikacji brzmi rewolucyjnie. To inwestycje za dziesiątki miliardów złotych i na lata. Szybciej będzie widać skutki rozszerzenia programu rolniczego handlu detalicznego z poziomu lokalnego na cały kraj. Widziałem podobny na Roztoczu, więc przyjmuję tę propozycję pozytywnie. Na miejscu rolników nie cieszyłbym się jednak z zapowiedzi stworzenia kodeksu rolnego, bo więcej regulacji to zwykle więcej biurokracji.

Komentatorzy powtarzają dziś, że ogłoszony program PiS jest jak bombonierka i każdy znajdzie w niej smakołyk dla siebie. Wydaje mi się jednak, że - szczególnie w przypadku polskiej klasy średniej – bardziej tu pasują słowa Forresta Gumpa: „Życie jest jak pudełko czekoladek: nigdy nie wiesz, co ci się trafi...".

Układ i treść nowego programu rządzącej partii, który na ostatniej prostej zmienił nazwę z Nowy Ład na Polski Ład, sugeruje, że to raczej program wyborczy, obliczony na poszerzenie elektoratu, niż strategia nowoczesnego państwa na dziesięciolecie. Przemawia za tym mocna ekspozycja korzyści dla przeciętnego zjadacza chleba, przy dość marginalnym potraktowaniu strategii gospodarczej (mgławicowa nowa polityka przemysłowej i wskazanie branż o potencjale eksportowym) i takich kluczowych wyzwań dla całej gospodarki jak transformacja energetyczna (same hasła: atom, wodór).

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację