Układ i treść nowego programu rządzącej partii, który na ostatniej prostej zmienił nazwę z Nowy Ład na Polski Ład, sugeruje, że to raczej program wyborczy, obliczony na poszerzenie elektoratu, niż strategia nowoczesnego państwa na dziesięciolecie. Przemawia za tym mocna ekspozycja korzyści dla przeciętnego zjadacza chleba, przy dość marginalnym potraktowaniu strategii gospodarczej (mgławicowa nowa polityka przemysłowej i wskazanie branż o potencjale eksportowym) i takich kluczowych wyzwań dla całej gospodarki jak transformacja energetyczna (same hasła: atom, wodór).
Czytaj także: PiS przedstawił swój nowy plan
Część przecieków potwierdziła się. Miło łechce ucho wyborcy hasło podniesienia kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł i od lat niepodnoszonego progu podatkowego - z 85 tys. do 120 tys. zł. Trudno jednak dociec po sobotnim show PiS, jak te optymistyczne obietnice mają się do zapowiedzianego równolegle skasowania odliczeń składki zdrowotnej od podatku. Wiadomo już natomiast, że zastąpienie ryczałtowej składki NFZ liniową na pewno uderzy w przedsiębiorców.
Wedle wielokrotnie powtarzanego dziś przez premiera i prezesa PiS hasła aż 18 mln Polaków ma skorzystać na przesunięciach podatkowych. Ale kto za to zapłaci? Odliczając blisko 10 mln dzieci, oznaczałoby to, że na ten ambitny program złożyć się ma - w mniejszym lub większym stopniu - ok. 10 mln pozostałych mieszkańców naszego kraju.
Prezes Kaczyński wprawdzie uspokajał, że chce, by osoby zarabiające 6-10 tys. zł miesięcznie też „troszeczkę, w niektórych przypadkach skorzystały". Ale pozostaje niepokój, że wielka redystrybucja uderzy w klasę średnią. I nie rozwiewają go deklaracje premiera Morawieckiego, że PiS chce ją dzięki tej wielkiej zmianie podatków poszerzać. Sęk w tym, że w gospodarce rynkowej klasa średnia rośnie dzięki sile owej gospodarki, a nie poborcy podatkowego.