Niewątpliwie wpływ na większą skłonność do takich zakupów ma pandemia. Pracujemy zdalnie, dzieci uczą się w domach. To wymaga ich dostosowania do nowych potrzeb. Stąd wzrost wydatków na zakup mebli biurowych, ale też sprzętu komputerowego. Przy okazji często decydujemy się na remonty, by poprawić sobie komfort życia, stąd większe wydatki w sklepach budowlanych i tych ze sprzętem AGD.

Ale to nie wszystko. Zamknięte kina, teatry, muzea i galerie, mniej spotkań z rodziną i przyjaciółmi, brak koncertów i innych imprez masowych sprawiają, że rozrywkę staramy się zapewnić sobie w domach. Kupujemy więc telewizory, komputery, konsole i gry. Więcej wydajemy też na stacjonarny sprzęt sportowy: rowery, bieżnie, a nawet domowe siłownie. Krótko mówiąc, szukamy rozwiązań i produktów, które pozwolą nam na elastyczne pogodzenie różnych funkcji mieszkania, od biura, kuchni, do strefy relaksu i odpoczynku. Wydaje się, że wszystko to, obok praktycznego, ma także podłoże psychologiczne i ekonomiczne. Zakupy poprawiają nasz nastrój. Odwracają uwagę od problemów związanych z pandemią i obaw o zdrowie. Liczne badania pokazywały, że mają dla nas wymiar terapeutyczny.

Ale jest tu także wymiar ekonomiczny. Niskie stopy procentowe sprawiają, że trzymanie oszczędności w bankach przestało się opłacać. Przy dość wysokiej inflacji i niskim oprocentowaniu lokat i kont po prostu na tym tracimy. Wiele osób woli w tej sytuacji wydać oszczędności na zakupy, niż patrzeć, jak powoli topnieją na ich rachunkach bankowych. Zachętą do zakupów są też niewątpliwie tańsze kredyty. Zresztą wiele sieci handlowych i sklepów oferuje dziś kredyty „zero procent". Spłatę kosztów takich inwestycji, bez dodatkowych opłat, dodatkowo odraczają na wiele miesięcy.

Zatem nasza rosnąca skłonność do zakupów, po roku pandemii, gdy w jakimś sensie oswoiliśmy się z nią, nie powinna dziwić. I nie powinna martwić, bo korzystają na niej producenci, sprzedawcy, no i klienci. Korzysta cała gospodarka, którą napędza wyższa konsumpcja.