Od 1 lutego otwarte zostaną wszystkie sklepy w galeria i centrach handlowych – oczywiście w ścisłym reżimie antycovidowym. Nareszcie. Nie bardzo mogłem zrozumieć, jaka logika kierowała tymi, który zabronili mi kupna koszuli czy spodni w sklepie osiedlowej galerii, w którym zwykle było trzech klientów na krzyż, a jednocześnie pozwalała otworzyć drogerię w tym samym centrum handlowych. I kazała ustawić się ludziom w kolejce do niej, bo trwały tzw. godziny dla seniorów, a wewnątrz szalał na zakupach tłum składający się z jednej emerytki.

Koniec tzw. godzin dla seniorów to dobry ruch, nie rozumiem dlaczego rząd tak długo się przed tym wzbraniał, przecież już było lepiej dać osobom starszym prawo do robienia zakupów poza kolejnością, od rana do wieczora.

Podobnie dobrym ruchem jest uchylenie od 1 lutego drzwi do muzeów i galerii sztuki. Nie rozumiem dlaczego były zamknięte, skoro można było pójść do kościoła czy np. do supermarketu, gdzie przebywa z reguły znacznie więcej osób i ryzyko zakażenia jest większe.

Tu jednak dobre wieści dla przedsiębiorców działających w branży usług się kończą. Restauracje, hotele czy stoki narciarskie pozostaną zamknięte przynajmniej do 14 lutego, kiedy rząd ma przeanalizować sytuację epidemiczną i podjąć decyzje, co dalej. Rozumiem argument, że w wielu krajach Europy szaleje już trzecia fala pandemii, wzmocniona bardziej zaraźliwą koronawirusa z Wielkiej Brytanii, więc musimy uważać. Pytanie, czy zrozumieją to zdesperowani przedsiębiorcy z Podhala i innych tradycyjnie turystycznych regionów kraju, którzy już od tygodnia w odruchu buntu otwierają lokale?