Do tej pory po każdym starcie, kiedy inni zawodnicy mogli się cieszyć z wygranego wyścigu albo rozpaczać po porażce, on musiał jak najszybciej udać się do boksu. Tam mierzył poziom cukru, wstrzykiwał właściwą dawkę insuliny, czekał kilka minut i dopiero wtedy mógł napić się czegoś słodkiego, by przyśpieszyć regenerację mięśni. Tak działo się również po każdym treningu.
Po ostatnich sukcesach jest trochę łatwiej, ale tylko trochę. W lewym ramieniu między bicepsem a tricepsem Mateusz Rudyk ma wszczepiony specjalny czip. To droga metoda. Pół roku korzystania z tego systemu kosztuje blisko 10 tys. zł. Rudyk otrzymał tę pomoc dzięki środkom przekazanym przez sponsora – PKN Orlen.
Koniec nerwów
Połączony z aplikacją w telefonie czip co pięć minut dokładnie informuje o aktualnym poziomie cukru, co więcej – prognozuje spadek bądź wzrost poziomu glukozy w najbliższym czasie. Kolarz nie musi już nerwowo mierzyć wartości cukru, ale cały czas musi wstrzykiwać insulinę, pilnować siebie. – Nie powiem, że cukrzyca ułatwia mi życie, bo jest wręcz przeciwnie, ale skoro mam medale, to znaczy, że radzę sobie z chorobą – mówi „Rzeczpospolitej" Rudyk.
Idzie mu całkiem dobrze. Lepiej niż wielu zdrowym i równie utalentowanym zawodnikom. 24-letni torowiec z Grudziądza w ubiegłym sezonie, bardzo trudnym ze względu na kwalifikacje olimpijskie i mobilizację całej czołówki, zdobył brązowe medale mistrzostw świata i mistrzostw Europy, dwukrotnie wygrał zawody Pucharu Świata w nowozelandzkim Cambridge i australijskim Brisbane.
W światowym rankingu sprintu znajduje się na trzeciej pozycji. Woli jednak dmuchać na zimne. Mówi, że kwalifikacja olimpijska jeszcze nie jest pewna, ale jego trener i jednocześnie szkoleniowiec kadry narodowej sprintu Igor Krymski nie ma obaw. – Nawet jakby nie pojechał na marcowe mistrzostwa świata, Mateusz i tak zakwalifikuje się na igrzyska.