Pytanie o poranku

Kiedy był dzieckiem, lekarze zabronili mu uprawiać sport. Dziś Mateusz Rudyk jest kandydatem do medalu olimpijskiego w Tokio w kolarstwie torowym.

Aktualizacja: 15.01.2020 20:48 Publikacja: 15.01.2020 18:24

Mateusz Rudyk jest brązowym medalistą mistrzostw świata w sprincie A

Mateusz Rudyk jest brązowym medalistą mistrzostw świata w sprincie A

Foto: SWpix.com/REX, Alex Broadway

Do tej pory po każdym starcie, kiedy inni zawodnicy mogli się cieszyć z wygranego wyścigu albo rozpaczać po porażce, on musiał jak najszybciej udać się do boksu. Tam mierzył poziom cukru, wstrzykiwał właściwą dawkę insuliny, czekał kilka minut i dopiero wtedy mógł napić się czegoś słodkiego, by przyśpieszyć regenerację mięśni. Tak działo się również po każdym treningu.

Po ostatnich sukcesach jest trochę łatwiej, ale tylko trochę. W lewym ramieniu między bicepsem a tricepsem Mateusz Rudyk ma wszczepiony specjalny czip. To droga metoda. Pół roku korzystania z tego systemu kosztuje blisko 10 tys. zł. Rudyk otrzymał tę pomoc dzięki środkom przekazanym przez sponsora – PKN Orlen.

Koniec nerwów

Połączony z aplikacją w telefonie czip co pięć minut dokładnie informuje o aktualnym poziomie cukru, co więcej – prognozuje spadek bądź wzrost poziomu glukozy w najbliższym czasie. Kolarz nie musi już nerwowo mierzyć wartości cukru, ale cały czas musi wstrzykiwać insulinę, pilnować siebie. – Nie powiem, że cukrzyca ułatwia mi życie, bo jest wręcz przeciwnie, ale skoro mam medale, to znaczy, że radzę sobie z chorobą – mówi „Rzeczpospolitej" Rudyk.

Idzie mu całkiem dobrze. Lepiej niż wielu zdrowym i równie utalentowanym zawodnikom. 24-letni torowiec z Grudziądza w ubiegłym sezonie, bardzo trudnym ze względu na kwalifikacje olimpijskie i mobilizację całej czołówki, zdobył brązowe medale mistrzostw świata i mistrzostw Europy, dwukrotnie wygrał zawody Pucharu Świata w nowozelandzkim Cambridge i australijskim Brisbane.

W światowym rankingu sprintu znajduje się na trzeciej pozycji. Woli jednak dmuchać na zimne. Mówi, że kwalifikacja olimpijska jeszcze nie jest pewna, ale jego trener i jednocześnie szkoleniowiec kadry narodowej sprintu Igor Krymski nie ma obaw. – Nawet jakby nie pojechał na marcowe mistrzostwa świata, Mateusz i tak zakwalifikuje się na igrzyska.

Do Tokio po medal

Na torze w Pruszkowie sprinterzy właśnie przygotowują się do zawodów z cyklu Pucharu Świata, które w ostatni weekend stycznia odbędą się w kanadyjskim Milton.

Rudyk ma tam również wzmocnić drużynę sprintu, która wciąż walczy o kwalifikację olimpijską (w rankingu jest na ósmej pozycji). Potem będą mistrzostwa świata w Berlinie, ale cała uwaga skupia się już dziś na igrzyskach. – Wiem, że Mateusz chce pokazać się na mistrzostwach, ale spokojnie podchodzę do tego startu. Na razie trenujemy na mentalnym i sportowym luzie. Dopiero od 10 marca wdrożymy restrykcyjny, surowy program treningowy – mówi „Rz" Krymski.

Szkoleniowiec nie wstrzymuje się od konkretnej olimpijskiej deklaracji. – Jedziemy po medal – zapowiada. Co na to kolarz? – Sam sobie udowodniłem, że jestem w gronie najlepszych sprinterów świata. Nie powiem, jakie mam procentowe szanse na medal, ale one na pewno są – twierdzi Rudyk.

W kolarstwie torowym Polacy zdobyli trzy medale olimpijskie. W 1924 roku w Paryżu (pierwszy start reprezentacji Polski w letnich igrzyskach) srebro w wyścigu drużynowym na 4 km wywalczyli: Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk. W Meksyku w 1968 po brąz pojechał Janusz Kierzkowski na 1 km ze startu zatrzymanego, a cztery lata później w Monachium trzecie miejsce wywalczył tandem Andrzej Bek – Benedykt Kocot. Potem były medale na szosie i w kolarstwie górskim, ale na torze – pustka.

Wybudowanie toru w Pruszkowie, który przysparza dziś tylu finansowych kłopotów zagrożonemu bankructwem Polskiemu Związkowi Kolarskiemu, ma też jasną stronę. Pojawili się tak zdolni kolarze jak Rudyk, którzy mają gdzie i z kim trenować.

Dogonić Holendrów

Polak ma dwóch wymagających rywali, z którymi jeszcze nie wygrał – Harrie Lavreysena i Jeffreya Hooglanda. Holendrzy na zmianę zwyciężają w najważniejszych imprezach rangi mistrzowskiej.

– Czasami w kwalifikacjach na 200 m miałem czas porównywalny z nimi lub nawet lepszy. Gonię ich, Japończycy też. Przy pościgu w takim tempie reszta świata powinna dogonić Holendrów, chyba że oni w Tokio wyciągną jakiegoś asa z rękawa – opowiada kolarz Stali Grudziądz.

W tej gonitwie za rywalami Rudyk nie może jednak zapominać o chorobie. Na cukrzycę choruje od 12. roku życia. Lekarze stwierdzili u niego również chorobę tarczycy, w pewnym momencie zabronili mu uprawiania sportu. Nigdy się nie poddał. Nie wyobraża sobie takiego życia.

Pamięć o chorobie

– W naszej pracy choroba zawsze jest na pierwszym miejscu. Nigdy nie mówimy, że trening musi być świętością. Nie trzymamy się sztywno protokołu treningowego, jak trzeba to robić w zawodowym sporcie. Taka zasada u nas nie obowiązuje. Cały czas rozmawiamy. O poranku przed każdym treningiem muszę zapytać Mateusza, jak się czuje. Na szczęście jest on świadomym zawodnikiem. Dobrze odczytuje wszystkie sygnały. Cukrzyca reaguje na wszelkie zmiany rytmu dobowego, zmiany stref czasowych. My to wszystko musimy brać pod uwagę – mówi Igor Krymski.

W igrzyskach tylko – a może aż – czterech sportowców chorych na cukrzycę zdobyło medale: słynny wioślarz, pięciokrotny mistrz olimpijski Brytyjczyk sir Steve Redgrave, amerykański multimedalista w pływaniu Gary Hall, niemiecki sztangista Matthias Steiner oraz mistrz olimpijski z Pekinu w czwórce podwójnej Michał Jeliński.

Mateusz Rudyk ma duże szanse, by stać się kolejnym.

Autor jest dziennikarzem portalu Interia

Do tej pory po każdym starcie, kiedy inni zawodnicy mogli się cieszyć z wygranego wyścigu albo rozpaczać po porażce, on musiał jak najszybciej udać się do boksu. Tam mierzył poziom cukru, wstrzykiwał właściwą dawkę insuliny, czekał kilka minut i dopiero wtedy mógł napić się czegoś słodkiego, by przyśpieszyć regenerację mięśni. Tak działo się również po każdym treningu.

Po ostatnich sukcesach jest trochę łatwiej, ale tylko trochę. W lewym ramieniu między bicepsem a tricepsem Mateusz Rudyk ma wszczepiony specjalny czip. To droga metoda. Pół roku korzystania z tego systemu kosztuje blisko 10 tys. zł. Rudyk otrzymał tę pomoc dzięki środkom przekazanym przez sponsora – PKN Orlen.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika