Jak donosi katalońska gazeta "Ara", w sobotę, na ostatnim kilometrze odcinka Vuelty z Valls do Igualady, helikopter oprócz rywalizacji kolarzy pokazywał otoczenie - dachy, boisko szkolne czy prywatne baseny. W jednym z ujęć przypadkowo znalazła się też mała plantacja konopi na dachu jednego z budynków.

W ten sposób o plantacji dowiedziała się cała Hiszpania, w tym naturalnie miejscowa policja. Trzy dni później katalońska policja Mossos d'Esquadra weszła do budynku i skonfiskowała 40 krzewów, które ktoś uznał za bezpieczne przed oczami sąsiadów.

Lokalne media zaznaczają jednak, że nie jest tak, iż funkcjonariusze o plantacji dowiedzieli się dopiero dzięki transmisji z wyścigu. W istocie już wcześniej policja otrzymywała doniesienia o nielegalnej hodowli. Ujawnienie jej przez kamerę helikoptera tylko "usprawniło" operację.

Mundurowi zostali poinformowani - na kilka dni przed etapem z metą w Igualadzie - że lokatorzy jednego z mieszkań opróżnili je, zostawiając część swoich rzeczy na ulicy przed wejściem i zniknęli. Policja zajęła się sprawą i usunęła śmieci, a powiadomiona także o plantacji zaczęła dyskretnie obserwować mieszkanie. Nie było bowiem pewne, czy właściciele hodowli zostawili ją specjalnie, zapomnieli o niej, czy też mieli zamiar po nią wrócić. Z zajmowanego mieszkania zniknęło bowiem wszystko - poza krzewami. Gdy hodowlę pokazał z góry helikopter, sprawa przestała być dyskretna.

W Hiszpanii dozwolona jest uprawa konopi na własny użytek, ale "nielegalny handel narkotykami lub substancjami psychotropowymi" jest już karane nawet sześcioma latami więzienia i grzywną w wysokości do 30 tys. euro. Przepisy nie są jednoznaczne, jak duża może być uprawa na własny użytek.