Komisja w swoim stanowisku zwraca uwagę na powiększające się dysproporcje w wynagrodzeniach zatrudnionych w sferze finansów publicznych. „Kolejny raz mamy do czynienia z przekazywaniem środków budżetowych na wzrost wynagrodzeń tylko nielicznym grupom zatrudnionych urzędników czy funkcjonariuszy. Odbywa się to niestety kosztem pozostałych" – napisali związkowcy.
W procedowanej obecnie w Sejmie ustawie budżetowej założono wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej na poziomie 2,3 proc. To oznacza, że przeciętny urzędnik dostanie na rękę ok. 260 zł więcej. Podwyżka ta kosztować będzie budżet państwa ok. 370 mln zł. Problem jednak w tym, że wzrost ten powiązany jest ze wzrostem nakładów na fundusz płac. Czyli o tym, kto dostanie podwyżkę, zdecydują kierownicy urzędów. Związkowcy domagali się, żeby odmrożono kwotę bazową (ostatnio miało to miejsce w 2008 r.), co dałoby wzrost wynagrodzeń wszystkim pracownikom budżetówki.
„S" w swoim stanowisku zwraca także uwagę na niepewność związaną z dopłatami rekompensującymi podwyżki cen energii. Domaga się również m.in. podwyższenia kwoty wolnej od podatku, wzrostu progów dochodowych uprawniających do świadczeń z pomocy społecznej, podwyższenia kwoty zasiłków społecznych i rodzinnych, a także poszanowania zasad dialogu społecznego.
– Widzimy, że rząd skraca terminy przeznaczone na konsultacje projektów, ignoruje nasze stanowisko, a na posiedzenia Rady Dialogu Społecznego przychodzi nie minister, lecz jego zastępcy z niewielką siłą przebicia – mówi Lewandowski.
Protesty najprawdopodobniej odbędą się na wiosnę. Można się spodziewać działań podobnych do tych z czasów rządów PO–PSL. Będą to z jednej strony manifestacje uliczne, ale z drugiej kampanie takie jak „Sprawdzam polityka", wytykające antypracownicze działania poszczególnym ministrom i posłom.