Zachowanie trzeźwości w pracy to obowiązek każdego pracownika. Niestety, podobnej regulacji nie ma w odniesieniu do substancji zwanych popularnie dopalaczami. Ponad wszelką wątpliwość szef nie powinien tolerować pracy pod wpływem takich środków. „Dopalony" podwładny to zagrożenie zarówno dla niego samego, jak i pozostałych osób znajdujących się w zasięgu.
Kłopot z definicjami
Środki odurzające, narkotyki, środki psychoaktywne czy od niedawna dopalacze – to określenia o zbliżonym znaczeniu odnoszące się do substancji psychoaktywnych.
Co do zasady dopalacze nie zostały bezpośrednio zdefiniowane. Nie jest to termin, który można spotkać w ustawie z 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu narkomanii (tekst jedn. DzU z 2012 r., poz. 124 ze zm.). Jednak od 1 lipca 2015 r. nowelizacja tej ustawy zmodyfikowała i uzupełniła pojęcia odnoszące się do substancji zawartych w dopalaczach. Zmieniono określenie tzw. środka zastępczego, dodano definicję nowej substancji psychoaktywnej.
Pracodawca nie powinien jednak mylić dopalaczy z napojami energetycznymi czy izotonicznymi, które sprzedaje się całkowicie legalnie nawet w małych sklepach. Są one przeznaczone do dostarczenia organizmowi energii oraz w celach nawadniających. Przy tych środkach ingerencja pracodawcy byłaby bezzasadna, bo ich spożywanie nie zagraża procesowi pracy.
Zdradzi zachowanie
Zazwyczaj stosowanie substancji psychoaktywnych daje objawy w postaci nietypowych zachowań, które łatwo zweryfikować. Część dopalaczy likwiduje napięcie psychiczne, wywołując tym samym stan doskonałego – często wbrew okolicznościom – samopoczucia. Mogą one powodować zaburzenia w odbiorze bodźców – zarówno wzrokowych, jak i słuchowych. U osób stosujących dopalacze zaobserwowano zaburzenia poczucia czasu oraz halucynacje połączone z iluzjami wzrokowymi i towarzyszącymi zakłóceniami w myśleniu. Nie wyklucza się też zaburzeń nastroju – od depresji po ataki szału.