Rz: Czy przy zatrudnieniu sezonowym bezpieczniej jest wskazać, że umowa rozwiąże się z chwilą zakończenia np. okresu grzewczego, czy podać konkretną datę dzienną?
Patrycja Zawirska: Z prawnego punktu widzenia dopuszczalne jest określenie, że umowa trwa do zakończenia sezonu grzewczego. W ten sposób dojdzie do wskazania terminu końcowego. Wiadomo przecież, że sezon grzewczy kiedyś się skończy (jest to więc zdarzenie przyszłe i pewne). Jednocześnie może powstać spór co do tego, kiedy to nastąpi. Według rozporządzenia ministra gospodarki z 15 stycznia 2007 r. w sprawie szczegółowych warunków funkcjonowania systemów ciepłowniczych (DzU nr 16, poz. 92) sezon grzewczy to „okres, w którym warunki atmosferyczne powodują konieczność ciągłego dostarczania ciepła w celu ogrzewania obiektów". Brakuje natomiast przepisów, które wprost określają, o jakie konkretnie warunki pogodowe chodzi. Dlatego jako termin końcowy umowy lepiej wskazać konkretną datę lub „mierzalne" zdarzenie przyszłe (np. z końcem tygodnia następującego po tygodniu, w którym średnia najniższej temperatury dobowej będzie wyższa niż 8 st. C).
Alternatywnie można byłoby rozważyć zawarcie umowy na czas wykonywania określonej pracy. Jednak po wejściu w życie ostatniej nowelizacji kodeksu pracy (czyli po 22 lutego 2016 r.) ten typ zatrudniania będzie już reliktem.
W jaki sposób przedłużyć angaż, gdyby się okazało, że sezon też się wydłużył, a umowa wskazuje konkretną datę zakończenia współpracy?
Poprzez zawarcie aneksu do obecnej umowy o pracę lub podpisanie kolejnego angażu terminowego. Należy przy tym pamiętać, że trzecia umowa na czas określony przekształca się automatycznie w angaż na czas nieokreślony. Co istotne, do tego limitu wlicza się aneks przedłużający. Należy go traktować jako kolejną umowę terminową do celów art. 251 § 1 k.p.